[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale szympansy i goryle, podobnie jak psy, nie są w stanie wypowiadać słów.Nie mają po prostu potrzebnego do tego anatomicznego wyposażenia.— Nie zdawałam sobie z tego sprawy.— Ludzka mowa to zjawisko bardzo złożone — powiedział McIntyre i dotknął swojego gardła.— Kluczem do niej jest mała kostka w kształcie litery U zwana gnykową, znajdująca się u nasady języka.Kontroluje jedenaście drobnych mięśni, które poruszają językiem i dolną szczęką i które powodują rozszerzanie się i zwężanie krtani przy wymawianiu samogłosek i spółgłosek.Małpy człekokształtne nie mają kości gnykowej.Dlatego potrafią tylko pomrukiwać i ryczeć.— A papugi i szpaki? Potrafią wymawiać słowa.Czy chce pan powiedzieć, że kość gnykową wyewoluowała u nich, a u szympansów nie?— Ptaki takie jak papugi i szpaki naśladują po prostu dźwięki wytwarzane przez ludzi.Posługują się przy tym zupełnie innymi tworami anatomicznymi.Ale to naśladowanie dźwięków nie może być uważane za mowę.Ptaki nie rozumieją słów.Nie mają pojęcia, co mówią.To jest jak playback, one tylko powtarzają to, co słyszą.— W porządku.A neandertalczycy… czy oni nie mają kości gnykowej? Jeżeli są uważani za ludzi, to muszą ją mieć.— Nie byliśmy pewni, czy ją mają — powiedział McIntyre.— Musi pani pamiętać, że po pierwsze całkowita liczba szkieletów neandertalskich odkrytych od roku tysiąc osiemset pięćdziesiątego szóstego, kiedy to po raz pierwszy natknięto się na jeden z nich, nie sięga dwustu.Z wielu ocalały tylko fragmenty.Sporo też jest poważnie uszkodzonych.A po drugie kość gnykowa jest bardzo mała.Na dodatek nie jest połączona z żadnymi innymi kośćmi, tylko z mięśniami krtani.Kiedy ciało ulega rozkładowi, kość gnykowa odpada i może z łatwością zostać oddzielona od reszty szkieletu.Spośród wszystkich zbadanych neandertalskich szkieletów tylko jeden, podkreślam jeden, miał na miejscu kość gnykowa.— Jeżeli jeden ją miał, to musiały mieć wszystkie!McIntyre kiwnął głową.— To bardzo prawdopodobne.Jednak nigdy nie widzieliśmy krtani neandertalczyka.Tkanki miękkie oczywiście nie zachowują się.Dlatego nie wiemy, do czego u neandertalczyków służyła kość gnykowa.W każdym razie nie mieliśmy sposobu, żeby się upewnić, czy neandertalczycy rzeczywiście potrafili mówić.Możemy tylko powiedzieć, że anatomia narządów mowy była u nich prawdopodobnie taka sama jak u współczesnych nam ludzi.Prawdopodobnie.Ale nie wiadomo, czy były na takim poziomie rozwoju, który umożliwiał im wymawianie i rozumienie słów, nie wiadomo także, czy mózg był dostatecznie rozwinięty, żeby poradzić sobie z mową…Timmie znowu mlaskał i pomrukiwał.— Proszę go posłuchać — powiedziała z tryumfującą miną panna Fellowes.— Oto odpowiedź na pańskie pytania! On ma doskonały język i bardzo dobrze nim mówi.A niedługo, panie doktorze, będzie też mówił po angielsku.Jestem tego pewna.Wtedy nie będzie pan musiał zastanawiać się, czy neandertalczycy potrafili mówić.*Wyglądało na to, że McIntyre chce rozwiązać wszystkie neandertalskie zagadki naraz.Mlaskał, mając nadzieję, że chłopiec odpowie mlaskaniem.Wyjął z teczki kolorowe plastikowe klocki, będące bez wątpienia jakimś testem na inteligencję i próbował nakłonić Timmie’ego, żeby ułożył je według wielkości i kolorów.Dał chłopcu kredki i papier, po czym stanął z boku czekając, aż Timmie coś narysuje.Timmie jednak nie zainteresował się kredkami.Potem McIntyre poprosił pannę Fellowes, żeby wzięła chłopca za rękę i poprowadziła go do pokoju, a sam sfotografował poruszającego się Timmie’ego.Były też inne testy, które chciał przeprowadzić, ale Timmie miał na ten temat swoje zdanie.W chwili, gdy McIntyre zaczął ustawiać jakąś konstrukcję ze szpulek i wrzecion, która wyglądała jak zabawka i która była w istocie urządzeniem sprawdzającym stopień skoordynowania ruchów, Timmie usiadł na środku pokoju i zaczął płakać.Głośno.Był to jego pierwszy prawdziwy płacz — w odróżnieniu od szlochów, skowytów i jęków, jakie panna Fellowes słyszała od niego przedtem — pierwszy prawdziwy płacz od chwili przybycia.Ten płacz był znanym każdemu zawodzeniem bardzo zmęczonego dziecka, które miało dosyć.Panna Fellowes była zadowolona, że go słyszy.Była zadowolona, chociaż równocześnie zadziwiało ją to, że usta chłopca mogą być aż tak szerokie i to, że jego nos wydał jej się nagle większy niż był naprawdę, a także to, że te jego dziwne ciężkie wały czołowe nad oczami wysuwają się aż tak do przodu, gdy on zaciska powieki.Z twarzą taki zniekształconą pod wpływem udręki chłopiec wyglądał niemal przerażająco obco.A jednak… a jednak to zawodzenia, ten wylew uczuć… Gdyby na niego nie patrzyła, mogłaby z łatwością uwierzyć, że to dziecko tupiące nogami i zrywające sobie struny głosowe jest po prostu zwykłym czterolatkiem przeżywającym poważny atak zniecierpliwienia.— Co ja takiego zrobiłem? Czym go do tego stopnia zdenerwowałem? — zapytał McIntyre.— Zbyt długo zmuszał go pan do skupiania uwagi.Tak mi się zdaje — powiedziała panna Fellowes.— On nie jest w stanie tak długo kogoś tolerować.Jest jeszcze mały, panie doktorze.Nie można się spodziewać, że pogodzi się z takim trwającym bez końca badaniem i nękaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •