[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciągle jeszcze rozważała, czy powinna dalej pytać, kiedy nagle dotarło do niej, że stajenny zwrócił się do niej po nazwisku.- Skąd wiesz, jak się nazywam? - zapytała.- Major Brin mi powiedział - odparł stajenny, a kąciki jego ust wyraźnie drgnęły.- „Słuchaj, Sutton” - powiedział pan major.- „Jeśli zobaczysz młodą damę z najpiękniejszymi na świecie niebieskimi oczami i płomiennymi włosami, to będzie panna Harcourt.Jeżeli ta panna będzie miała ochotę na konną przejażdżkę, możesz dla niej bez obawy osiodłać ostrego konia, bo jest naprawdę wyśmienitym jeźdźcem”.Tak powiedział.Co za bezczelność! - pomyślała Verity.Wcale jej nie pochlebiło to, że major tak chwalił jej jeździeckie umiejętności.Tym bardziej że nie pojmowała, skąd mógł wiedzieć, jak ona jeździ.Nie widział jej przecież w siodle od bardzo dawna, a w dodatku w tamtych dawnych czasach zmuszona była dosiadać bardzo spokojnego kucyka.- Major okazał się niezwykle troskliwy, informując cię o moich umiejętnościach jeździeckich - powiedziała przez zaciśnięte zęby Verity.- Bardzo chętnie sprawdziłabym, co umie jeden z koni twojego pana - dodała i spojrzała na konia, którego czyścił stajenny.- Nieczęsto widuje się tak piękne zwierzęta.Może słyszałeś przypadkiem, gdzie twój pan znalazł majorowi te cudowne konie?- Słyszałem, panienko - odparł stajenny, tak jakby w jej pytaniu nie dostrzegł niczego niezwykłego.- Konie pochodzą z majątku Castlefordów, których ziemie graniczą z ziemią naszego pana od północy.Verity zanotowała sobie nazwisko w pamięci.Tę informację z pewnością może przekazać stryjowi Charlesowi.Niewątpliwie go zainteresuje.- Lepiej już wrócę do domu.W przeciwnym razie twoja pani pomyśli, że się zgubiłam.Miło było mi cię poznać, Sutton - powiedziała Verity, obdarzając stajennego promiennym uśmiechem.Jak się później okazało, zrobił na nim piorunujące wrażenie, i wielu ludzi słyszało, jak opowiadał, że uśmiech panny Harcourt jest w stanie zmiękczyć najtwardsze męskie serce i że piękniej uśmiecha się tylko jego pani, Sarah Ravenhurst.Verity, nieświadoma wrażenia, jakie wywarła na stajennym swoich gospodarzy, skierowała się na ścieżkę prowadzącą do głównego wejścia do domu.Drzwi otworzył jej Stebbings i natychmiast podał jej list.- Ten list został znaleziony pod drzwiami, panno Harcourt - wyjaśnił sługa, widząc, jak zdziwiona spogląda na swoje nazwisko wypisane nieznanym sobie, zamaszystym pismem.- Znalazł go major Carter, kiedy niedawno otwierałem mu drzwi.Verity podziękowała kamerdynerowi i postanowiła bez chwili zwłoki zaspokoić ciekawość.Niemal biegnąc po schodach do swojego pokoju, złamała pieczęć i spojrzała na kartkę.Moja najdroższa panienko!Tak jak panience obiecywałem, jestem niedaleko.Jeśli panienka zechce skontaktować się ze mną z jakiegokolwiek powodu, proszę pojechać do Houghton do gospody „Pod Trzema Łabędziami”.W gospodzie proszę zapytać o Thomasa Stone a, on przekaże mi każdą wiadomość.Twój WoźnicaZamyśliła się, a na jej twarzy pojawił się jeden z tych obezwładniających uśmiechów.Czy Woźnica jest naprawdę mój? - zastanawiała się.- I co ważniejsze, czy ja naprawdę tego chcę?Musiała przyznać, że od przyjęcia u Morlandów Woźnica zajmował w jej myślach coraz więcej miejsca.Choć nie zawsze myślała o nim z sympatią.Nikt ze znajomych nie posądziłby jej nigdy o romantyczne skłonności.A mimo to zawsze, kiedy wspominała pocałunki Woźnicy i bliskość jego silnego, muskularnego ciała, czuła, że gdzieś głęboko w niej narasta namiętna i paląca tęsknota.Uśmiech powoli zamarł na jej ustach.Nie dowierzając własnym uczuciom, potrząsnęła głową.To jakieś szaleństwo! Wprost niewyobrażalne! Jak mogłam coś takiego pomyśleć? - skarciła się ostro w myślach.Przecież nic o nim nie wiem!Jeszcze raz przebiegła wzrokiem kilka linijek listu, widząc oczami wyobraźni wysoką, tajemniczą postać Woźnicy.Cóż mogła o nim powiedzieć? Na pewno jest inteligentny i wykształcony.Co do tego nie miała wątpliwości.Nieraz przecież rozmawiali, i to na różne tematy.Jeśli zaś chodzi o jego silny akcent z Yorkshire, podejrzewała, że mówił tak specjalnie, by trudniej było jej rozpoznać jego głos.Oprócz tego jednego niedużego wybiegu nie mogła mu nic zarzucić.Nie wątpiła w jego lojalność i wiedziała, że można mieć do niego zaufanie.To nie ulegało wątpliwości.W przeciwnym razie lord Charles nigdy nie współpracowałby z nim przy tak ważnej sprawie.Ona więc także mogła mu zaufać.I zrobiła to już w pierwszej chwili, kiedy spotkali się w stajni, a on ją pocałował.Już wtedy instynktownie czuła, że ten mężczyzna nigdy, przenigdy nie mógłby jej skrzywdzić.Ale czy to nie jest za mało, aby spędzić resztę życia u jego boku? Oczywiście, że za mało! Sama myśl o małżeństwie z tym człowiekiem była czystym szaleństwem.Musiałaby go przecież najpierw lepiej poznać.Tylko kobiety o ptasim móżdżku pozwalają, żeby serce dyktowało głowie, co ma robić!Sięgnęła po tomik poezji, który przywiozła ze sobą z Londynu, i ostrożnie, aby nie pokruszyć znajdującego się między stronicami zasuszonego polnego kwiatka, delikatnie wsunęła list do książki.- Obawiam się, że wszystko wskazuje na to, iż powoli staję się kobietą o ptasim móżdżku - szepnęła z westchnieniem, uśmiechając się lekko do swoich myśli.Powoli podeszła do okna i spojrzała w dał rozmarzonymi oczami.Rozdział dziesiątyPerkins wcześnie rano wkroczył do sypialni swojego pana i zobaczył, że major, już w koszuli i spodniach, siedzi przy gotowalni.Pracował u majora zaledwie kilka tygodni, ale zdążył już się przekonać, że trudno sobie wymarzyć rozsądniejszego, bardziej życzliwego i mniej wymagającego pana.Przez cały czas swojej służby ani razu nie widział, żeby jego chlebodawca wpadł w złość, choć czasami wydawał się nieobecny duchem, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał.Ale dzisiejszego ranka był wyraźnie w dobrym humorze i żadne smutne myśli nie chmurzyły mu czoła.Pogwizdywał wesoło, a na widok służącego przerwał i pogodnie go przywitał.Perkins odpowiedział radośnie.Przyniósł właśnie fulary i jeden z nich podał swojemu panu, a pozostałe ostrożnie ułożył w szufladzie komody.- Czy ktoś już wstał? - zapytał Brin, z wprawą przystępując do wiązania fularu.- Jestem pewien, że pani jest już w jadalni, sir - odparł służący, a Brin uśmiechnął się, słysząc, jak silne są ciągle dawne przyzwyczajenia jego sługi.Perkins był wiele lat lokajem w domu Ravenhurstow i dopiero niedawno został pokojowym majora.A to wszystko za sprawą pani Ravenhurst, która dowiedziawszy się, że Brin wystąpił z armii i zamierza przez jakiś czas pomieszkać w Londynie, stwierdziła, że dżentelmen nie może obyć się bez sługi.- Ależ, Brin, nie możesz w dalszym ciągu sam się ubierać.To po prostu nie wypada! - mówiła Sarah.- Nie wyobrażam sobie, żebyś mógł wytrzymać z kimś tak pedantycznym jak pokojowy mojego męża, dlatego uważam, że powinieneś zapytać Perkinsa, czy nie zechciałby przyjść do ciebie na służbę.Jest jeszcze wystarczająco młody, abyś zdążył go przyuczyć do swoich własnych wymagań, a poza tym wiem, że na pewno się postara przystosować.Znam go od lat i mogę ręczyć, że zawsze skrupulatnie wypełniał swoje obowiązki.Uważam, że będzie z niego świetny pokojowy, a jako nasz lokaj tylko się marnuje.- Może tego nie zauważyłeś, ale nie jestem żonaty.Nie masz jeszcze żadnej pani.- Brin uśmiechnął się.Pokojowy zarumienił się po korzonki jasnych włosów i zawstydzony swoim przejęzyczeniem przeprosił majora.- Nie przejmuj się, chłopcze.Wcale się z tego powodu nie martwię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •