[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez jakiś czas Mose się zastanawiał, w jakim celu tak, a nie inaczej rozmieszczono elementy, lecz nie potrafił sobie tego wyjaśnić.W jego pojęciu takie umocowanie prętów nie miało najmniejszego sensu.Trzeba było najpierw nacisnąć z jednej strony, pod odpowiednim kątem, by pręt odgiął się i przyjął pierwotny kształt, potem trzeba było nacisnąć mocniej pod innym kątem, by przesunąć go nieco na bok.Po trzecim naciśnięciu - o ile Mose dobrze zrozumiał obcego - pręt powinien już znaleźć się we właściwym położeniu.Bóg jeden wie dlaczego przeprowadzone w takiej kolejności operacje miały naprawić klatkę.Stary rozpalił ogień w piecu kuźni, dosypał szuflę węgla i zaczął poruszać miechami, podczas gdy stworzenie przyglądało mu się w bezruchu.Lecz kiedy chciał przysunąć klatkę, by wepchnąć odgięty pręt w palenisko, obcy stanął między nim a ogniem i nie pozwolił.Mose zrozumiał, że nie wolno rozgrzewać tego metalu - z takich czy innych powodów, których nigdy nie będzie mu dane poznać ani zrozumieć.Ostatecznie, pomyślał, ta istota powinna wiedzieć lepiej, w jaki sposób obchodzić się z tym dziwnym przedmiotem.Odwrócił więc klatkę, sięgnął po młot i zaczął nim bić pod takim kątem i z taką siłą, jak wyjaśniał mu to przybysz.Metal na zimno poddawał się opornie, a obcy bez przerwy pokazywał, gdzie i w jaki sposób ma właściwie uderzać.Po pewnym czasie pręt został wyprostowany i odgięty na tyle, że roślina sprawiała wrażenie zadowolonej.Mose uznał, że teraz będą musieli poświęcić więcej czasu na umocowanie pręta, lecz ten w zadziwiający sposób błyskawicznie wskoczył na swoje miejsce.Zabrali się więc z przybyszem do kolejnego i tym razem poszło znacznie szybciej, Mose nabrał już bowiem wprawy.Mimo wszystko była to ciężka i wyczerpująca praca.Do końca dnia udało się wyprostować i wsadzić na miejsce zaledwie cztery pręty.Przez cztery kolejne dni trwała naprawa dziwnego pojazdu; wszystkie prace polowe Mose’a zostały odłożone na później.Ale stary nie narzekał.Miał się teraz do kogo odezwać, a jego dom nie świecił już pustkami.Kiedy wreszcie wszystkie pręty zostały umieszczone na swoich miejscach, przybysz wsunął się do środka i zaczął majstrować przy narośli umieszczonej na środku podstawy klatki.Z grubsza mogła ona uchodzić za wielofunkcyjny drążek sterowy.Mose przyglądał się temu ze zdziwieniem i doszedł do wniosku, że ta jedna dźwignia musi służyć do kierowania pojazdem.Przybysz był wyraźnie rozczarowany.Wyszedł z klatki i przemierzył szopę w poszukiwaniu jakiegoś elementu, którego widocznie brakowało w pojeździe.Podszedł w końcu do Mose'a i wykonał błagalny, świadczący o bezradności gest.Stary pokazał mu przedmioty z żelaza i stali, wyciągnął pudło, w którym trzymał zużyte butelki, szklane i plastikowe; demonstrował też drobne przedmioty metalowe i wiele innego śmiecia.Znalazł kawałeczki miedzi i aluminium, lecz stworzeniu chodziło o coś zupełnie innego.W głębi ducha Mose się ucieszył.Trochę mu było wstyd, ale kłopot obcego sprawił mu radość.Nie miał bowiem najmniejszych wątpliwości, że jeśli klatka zostanie naprawiona, przybysz odleci z Ziemi.Przez cały czas stary pomagał naprawić pojazd, nie mógł bowiem w takiej sytuacji odmówić.Lecz teraz, kiedy klatka nie dała się jednak uruchomić, był zadowolony z takiego obrotu sprawy.Pomyślał, że stworzenie będzie musiało zostać tu na zawsze.Ucieszył się, że będzie miał z kim porozmawiać i samotność w opustoszałym domu stanie się przez to bardziej znośna.Było to wspaniałe uczucie: mieć znów obok siebie kogoś bliskiego, a ów przybysz wydawał mu się całkiem niezłym towarzyszem, wcale nie gorszym od Towsera.Następnego ranka, kiedy Mose szykował śniadanie, sięgnął do kredensu po pojemnik z płatkami owsianymi, lecz potrącił przy tym pudełko od cygar, które z brzękiem upadło na podłogę.Spadła pokrywka, a srebrne dolarówki potoczyły się po całej kuchni.Kątem oka dostrzegł, jak przybysz szybkim ruchem pochwycił jedną z monet.Uniósł ją w górę, po czym odwrócił się do Mose’a, ściskając dolara między palcopodobnymi odrostkami, a gdzieś ze środka gromady wypustek wijących się na jego makówkopodobnej głowie doleciało klaśnięcie.Obcy pochylił się, podniósł kilka następnych monet, przycisnął je do swego ciała, po czym wykonał niezwykły, jakby taneczny ruch.Serce Mose’a zamarło, domyślił się bowiem, że tamten znalazł w końcu metal, którego poszukiwał: srebro.Łażąc na czworakach po kuchni, pomógł stworzeniu pozbierać rozsypane monety.Wrzucili je z powrotem do pudełka po cygarach, Mose nałożył pokrywkę, po czym wręczył pudełko roślinie.Stworzenie chwyciło je, zważyło w mackach i zamarło, wyraźnie rozczarowane.Po chwili wysypało wszystkie monety na stół, poukładało je w równych piramidkach, a jego rozterka stała się jeszcze bardziej widoczna.A może jemu wcale nie chodzi o srebro? - pomyślał Mose.Może się pomylił i wziął biały metal za jakiś inny?Nasypał płatków owsianych do rondelka, zalał je wodą i postawił na kuchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •