[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– I nie gadać byle czego, prawda? – zaśmiałem się, i pomyślałem sobie: „Ale macie mamunię, towarzyszu Kurilin!”– Wcale nie, dlaczego? Jak się ma coś mądrego do powiedzenia, to trzeba mówić.Tylko bez tych tam sztuczek.Kobieta zajmuje w życiu poważne miejsce, gdzie tam wam, mężczyznom, do niej! Kobieta wszystkim dokoła siebie rządzi: i rodziną, i mężem, i domem, i pracą.A gdy trafi się taka, jak matka Borysa, to wtedy oczywiście wszystko idzie na opak.To prawda, że mąż jej się nie udał.Michajłow był człowiekiem skrytym, co tu dużo gadać… skrytym, przebiegłym albo i jeszcze gorzej… Ale jakkolwiek by było, ojciec twego dziecka, więc trzeba się przedtem dobrze namyślić, a nie dopiero potem krzyczeć ratunku.– Bardzo przepraszam, ale nie rozumiem, o co chodzi.– A właśnie, tak to jest w życiu.Pan mnie nie rozumie.Michajłowa, czy tam właściwie Rewina, swego syna nie rozumie i licho wie, co z tego wychodzi.– O kim pani właściwie mówi? Przecież Borys nazywa się, zdaje się, Rewin?– Tak, tak, mówię o jego matce.Z pierwszego męża, ojca Borysa, nazywa się Michajłowa.Więc niby i Borys powinien nazywać się Michajłow.Ale matka tak znienawidziła jego pamięć, że swemu drugiemu mężowi, Rewinowi, kazała usynowić chłopaka.Żeby śladu po jego ojcu nie zostało.Ale co tam o tym gadać, to długa historia, w dwóch słowach jej się nie opowie…– Skoro pani już zaczęła, niechże pani opowie! – ciągnąłem starą za język.– Pani syn dobrze zna Borysa Rewina?Nie kazała się długo prosić i mówiła dalej:– Mówię panu, że to długa historia.Kurilin, jeszcze zanim ożenił się ze mną, serdecznie przyjaźnił się z Michajłowem.Obaj byli geologami i obaj jej asystowali.To znaczy, Natalii.A Natalia, to matka Borysa.Nie wiem, jak to tam wszystko między nimi było, ale na pewno musiało coś zajść.Mój mąż nie bardzo lubił mówić na ten temat, chociaż coś niecoś pomalutku z niego wydobyłam.Wiele się nie dowiedziałam, wiem tylko jedno, że asystowali jej, asystowali, potem obaj z Michajłowem pojechali w teren, a po powrocie Kurilin już ani nosa u Natalii nie pokazał.Czy się z Michajłowem pokłócili, czy może dogadali, żeby jeden drugiemu ustąpił, dość że do Natalii chodził już teraz tylko Michajłow.Chodził długo, widać Natalia bardziej Kurilinowi sprzyjała.Nic dziwnego.Kurilin, to był okazały mężczyzna, blondyn…Był? To pani mąż nie żyje? – wyrwało mi się.– Nie żyje.Umarł, a raczej zginął.I właśnie przez jego śmierć Borys Michajłow został Rewinem.Moja ciekawość, z początku jakby rozmiękła w sierpniowym upale, zaczęła teraz krzepnąć i twardnieć.– Nieszczęśliwy wypadek? Choroba? Wojna? – dopytywałem, starając się nadać głosowi wyraz współczucia.– Zaraz.Jak już zaczęłam, opowiem wszystko po kolei.Najpierw o moim mężu.Piękny był człowiek, i ciałem, i duszą.Wesoły, silny, zręczny.Wszyscy go lubili, trudno było go nie lubić.Gdy zobaczyłam go pierwszy raz… – mówiła Kurilina i zamilkła na chwilę.– Ech, co tam, ciebie to pewnie wcale nie ciekawi.Powiesz, że staruszka roztkliwiła się i jeszcze śmiać się będziesz.– Cóż znowu! – zaprzeczyłem gorąco.– Proszę, niech pani opowiada dalej.– Jednym słowem, Natalię widać ubodło do żywego, gdy Kurilin odstrychnął się od niej.Dumna była, nic po sobie poznać nie dawała, ale i do Michajłowa zbytnio się nie umizgała.No i tak dręczyła się ta trójka, dręczyła, tamci dwoje razem, a ten jeden na osobności.Aż wreszcie poznaliśmy się z Kurilinem i pobrali.Do dziś nie wiem, czy naprawdę zakochał się we mnie, czy po prostu tamtą miłość wypalał w ten sposób do reszty.Jak to mówią: klin klinem.Ale wtedy nie zastanawiałam się wiele nad tym, sama byłam za bardzo w nim zakochana.Potem nieraz pytałam go: przyznaj się, mówię, ożeniłeś się ze mną, żeby nie zawieść męskiej przyjaźni? Śmieje się i żartami zbywa.No i nie powiedział.Ale chyba właśnie tak było.A może i nie, życie nie jest takie proste.Natalia długo jeszcze nie decydowała się na małżeństwo z Michajłowem.Dopiero, jak się nam Walery urodził, oni się pobrali.Znów Kurilin i Michajłow zaczęli razem w teren jeździć, a i myśmy się z Natalią poznały i nawet zaprzyjaźniły.Co prawda, niedługo trwała ta przyjaźń! Jak się zorientowałem, że mój Mikołaj dawniej za nią biegał, odechciało mi się z nią przyjaźnić.Straciłam do niej serce.Aż tu… Maria Iwanowna umilkła na chwilę.– I co było dalej? – zapytałem.– At, co miało być… Starych ran nie warto rozdrapywać.Cóż to pana, obcego człowieka, może obchodzić.Prosta ciekawość i tyle.– Mario Iwanowno! – wykrzyknąłem.– Jakże tak można! Oczywiście, ma pani rację, poznaliśmy się ledwie przed godziną, ale Borys Rewin interesuje mnie niezmiernie.Chciałbym mu jakoś pomóc.A pani…Kurilina uśmiechnęła się.Uśmiech miała niezmiernie miły.Dwoje maleńkich, nieprawdopodobnie chytrych oczu tonęło w pajęczynie brązowych zmarszczek i spoglądało na człowieka filuternie, zupełnie jak myszki z norki.– No, dobrze – powiedziała.– To właśnie chciałam usłyszeć.Nie lubię, jak ludzie milczą i człowiek nie wie, co tam sobie myślą.Tak się więc jakoś złożyło, a było to w trzydziestym dziewiątym roku, Walerek miał już wtedy dwa latka, że mój mąż i Michaj-łow pojechali nad Ob, a powrócił stamtąd tylko Michajłow.I oświadczył, ze, niestety, Mikołaj Kurilin zginął podczas trudnej przeprawy przez jakąś tam rzeczkę.„A ty gdzie byłeś wtedy?” – pytam go.„Szedłem za nim – powiada – z pięćdziesiąt metrów z tyłu, a jak podszedłem do rzeki, tylko czapkę znalazłem na brzegu”.I przeróżne okropności opowiada.Pracowali we dwóch, a potem, podczas jesiennych deszczy, zalała ich woda, cały sprzęt im przepadł.Szli przez tajgę przemoczeni, zmarznięci, głodni, jedzenia mieli tylko tyle, by z głodu nie umrzeć.Wtedy jeszcze geolodzy nie mieli takiej technicznej pomocy jak dzisiaj.Ani helikopterów, ani samolotów.Co prawda, większe wyprawy miały, zdaje się, samoloty.Brnęli tak przez wiele dni, wreszcie zaczął już prószyć pierwszy śnieg, ranki bywały mroźne, gonili ostatkiem sił, jedzenia mieli tylko na dwa dni dla obu i ledwie ćwiartkę spirytusu.I właśnie wtedy stało się to nieszczęście.Mikołaj wpadł w wodę i jak kamień w wodzie przepadł na zawsze.Michajłow zrobił w tamtym miejscu postój, bo osłabł tak, że już ani kroku zrobić nie mógł.Postanowił, powiada, że tam umrze.Ale chwycił mróz i po pierwszym lodzie przeszedł rzeczkę, w której utonął był Mikołaj…– A pani mąż, jak się chciał przez nią przeprawić, wpław ?– Wpław przez taką lodowatą wodę w żaden sposób nie można.Widocznie brodu szukał, a może z urwiska zleciał.Michajłow nie umiał dobrze tego wytłumaczyć.Słuchać, to ja go słuchałam, ale nie bardzo mu wierzyłam.Czuło moje serce, że coś jest nie w porządku.No i przeczucie się sprawdziło.Choć, co prawda, nie od razu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •