[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jesteśmy zaszczyceni - odparł Alen.Usiedli razem z czarnobrodym przy stole.Handlarz wyciągnął z kieszeni garść próbek, policzył je starannie i położył na blacie.- No cóż, nie wiem, czy się śmiać, czy obrazić.Jestem Garthkint, handlarz klejnotów, a nie hurtownik paciorków.Jednak nie czuję urazy.Drinka dla twojego skrzywionego kumpla, heroldzie? Wiem, że wy nie pijecie.Drink już znalazł się na stole, przyniesiony przez jednego z potężnych strażników.Alen podsunął handlarzowi kubek z winem Garthkinta.- Na ojczystej planecie Cefeusza - wyjaśnił uprzejmie - uważa się, że honorowo jest pić drinka swojego gospodarza, żaden inny.Czarujący zwyczaj, nieprawdaż?- Czarujący, choć niehigieniczny - mruknął jubiler.Nie tknął napoju zamówionego dla czarnobrodego.- Nie rozumiem ani słowa z tego, co mówicie.Zbyt to kwieciste.Czy ten szczur chciał mnie znarkotyzować? - zapytał handlarz po cefeańsku.- Nie, jedynie upić - wyjaśnił Alen i zwrócił się do Garthkinta po lirańsku: - Dobry kupiec powiedział, że chce stąd natychmiast wyjść.Ja się z nim zgodziłem.- No cóż - żachnął się Garthkint - mógłbym wziąć parę waszych świecidełek.Dla panienek marzących o tanim pierścionku.- Wchodzi w to - powiedział Alen do swojego pracodawcy.- Najwyższy czas - warknął czarnobrody.- Mój pracodawca prosi, żeby cię poinformować - rzekł Alen do Liranina - że nie może sprzedawać kamieni partiami mniejszymi niż pięćset sztuk.- Cefeański to bardzo zwięzły język - zauważył Garthkint, mrużąc oczy.- Prawda? - zgodził się niewinnie Alen.Jubiler wysunął palcem wskazującym szczególnie piękny trójpłomień z kupki klejnotów na stole.- Przypuszczam - rzekł niechętnie - że to najlepszy kamień w próbce.Jestem ciekaw, jakiej ceny zażądalibyście za sto równych jakością i wielkością tej błyskotce?- To jest pierwsza podróż dobrego mistrza handlu na waszą piękną planetę.Za każdym z wielu przewidywanych powrotów tutaj chciałby być pamiętany i mile widziany.Dlatego też ustalił absurdalnie niską cenę, uważając, że dobra wola jest bardziej istotna niż zysk.Dwa tysiące lirańskich kredytów.- Absurd - prychnął Garthkint.- Nie mogę robić z wami interesów.Albo jesteście wariacko chciwi, albo zostaliście wyjątkowo źle poinformowani o wartości waszego towaru.Jestem znany z wielkoduszności, więc uznam, że w waszym przypadku była to ta druga możliwość.Ufam, że nie poczujecie się nadmiernie zrozpaczeni, gdy powiem, że pięćset takich mętnych, malutkich i niekształtnych bryłek warte jest nie więcej niż dwieście kredytów.- Jeśli mówi pan serio - odparł Alen z wyraźnym zdumieniem - nawet nie śmiemy marzyć o nadużywaniu pańskiej uprzejmości.Przy wspomnianej przez pana cenie równie dobrze możemy w ogóle nic nie sprzedawać, tylko wrócić na Cefeusza i rozdać te kamienie dzieciakom na ulicy jako kulki do gry.Dobry handlarzu klejnotów, proszę wybaczyć nam, że zabraliśmy tak wiele pańskiego cennego czasu, proszę też przyjąć podziękowanie za pańską pełną ciepła gościnność i hojny poczęstunek.Przeszedł na cefeański.- Jesteśmy w fazie negocjacji.Dwa tysiące i dwieście.Proszę wstać, zamierzamy wyjść.- A co, jeśli pozwoli nam na to? - mruknął czarnobrody, ale wstał, kiedy Alen się podniósł z krzesła.- Mój mistrz kupiec podziela mój żal - powiedział herold w lirańskim.- Do widzenia.- Poczekajcie jeszcze chwilę - rzekł Garthkint.- Jestem znany z miękkiego serca dla obcych.Człowiek skłonny do dobroczynności mógłby zaoferować nawet pięćset i pokryć nieuniknione straty.Jeśli powrócicie kiedyś z prawdziwymi klejnotami, uznam, że zapamiętacie, kto potraktował was z taką sympatią i dacie mi uczciwą szansę.- Szlachetny Liraninie! - Alen był najwyraźniej ujęty jego słowami.- Niełatwo będzie mi zapomnieć kombinację pańskiej żyłki do interesu i życzliwości.To dobra lekcja dla kupców.To dobra lekcja dla mnie.Nie będę upierał się przy dwóch tysiącach.Narażę na szwank przedsięwzięcie mojego mistrza i obniżę cenę do tysiąca ośmiuset kredytów, choć obawiam się, że nie ośmielę się mu o tym powiedzieć.- Co się teraz dzieje? - zapytał czarnobrody.- Pięćset i tysiąc osiemset - wyjaśnił Alen.- Możemy z powrotem usiąść.- W górę, w dół.w górę, w dół.- wymamrotał kupiec.Usiedli.- Mój kupiec - odezwał się Alen po lirańsku - niespodziewanie zgodził się na obniżenie ceny.Zacytował stare cefeańskie powiedzonko: „Lepiej stracić część niż wszystko”.Zakazał też dalszych ustępstw.- Bez przesady - skrzywił się jubiler.- Bądźmy realistami.Jeden podrzuci trochę, drugi nieco opuści.Każdy wie, że nie zawsze wszystko idzie po jego myśli.Oferuję dobre, okrągłe osiemset kredytów i to wystarczy, nieprawdaż? Pilquis, przynieś nam pióro i atrament!Jeden z krzepkich ochroniarzy zjawił się natychmiast z kałamarzem i trzcinowym piórem.Garthkint wyciągnął spod tuniki formularz celny i szybko wypełniał rubryki, precyzując wielkość, liczbę i jakość kamieni, jakie miały mu być wydane.- Co teraz? - zapytał czarnobrody.- Osiemset.- Bierzemy!- Garthkint - rzekł Alen z żalem - czy słyszałeś w głosie mego mistrza to zdecydowanie i ostateczność? Cóż mogę zrobić? Ja tylko mówię w jego imieniu.Jest twardym człowiekiem, lecz może zdołam przekonać go później [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •