[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie planety, na jakich kiedykolwiek lądowano, otrzymały teoretyczne bieguny, północny i południowy, określone przez obliczenie i zestawienie osi planety do powierzchni ekliptycznej systemu słonecznego.Trzy współrzędne określały położenie statku przestrzennego w stosunku do jakiegokolwiek punktu na planecie.Te trzy współrzędne wyprowadzono w kierunku północnego - albo południowego - planety, z kierunku wschodniego - albo zachodniego - planety, i wreszcie z najbliższej odległości od planety.Wprawnymi, nieomal automatycznymi ruchami, które były rezultatem dużej wprawy, Riggs wkrótce naprowadził statek nad lądowisko tuż koło obserwatorium, opuszczając się ku powierzchni pionowo najprostszym systemem lądowania.Co parę sekund Price wyszczekiwał w słuchawki Riggsa trzy liczby określające położenie, ale obecnie dwie z nich wyrażały się przez zero, gdyż Riggs utrzymywał statek pionowo nad lądowiskiem i nie miał odchylenia w kierunku północnym czy południowym lub zachodnim czy wschodnim.Kiedy statek znalazł się na kilkaset metrów nad powierzchnią, wytraciwszy prawie całą szybkość, Riggs położył statek na bok i doprowadził go do ziemi przy pomocy rakiet sterowniczych, bez żadnego wstrząsu.Załoga odpięła pasy bezpieczeństwa i podeszła do prawej ściany kabiny nawigacyjnej.Hawley rzucił okiem na instrument pomiarowy, nim opuścił miejsce pilota.- Zużyłeś prawie cały materiał pędny przewidziany na punktowe lądowanie G 6, Riggs - zauważył.Kopilot skinął głową.- Tak jest, panie majorze.Nie ma sensu za pierwszym razem robić sztuki.Podczas lądowania nie wolno popełnić błędu.Hawley uśmiechnął się szeroko.- Mądre słowa, kapitanie!Riggs odwrócił głowę, żeby ukryć swoją złość, w duchu wymyślał sobie za zbędne słowa.W uszach ironicznie zabrzmiało mu zdanie Conklina, że z Hawleyem nie jest źle podczas patrolu.Był wdzięczny za regulamin pracy, który przez następne kilka minut pozwalał mu uwolnić się od Hawleya.Będzie obsługiwać teraz obserwatorium i przez ten czas ochłonie.Hawley pozostał na pokładzie, natomiast Riggs poprowadził astronoma Clarka i Cutlera, jednego z techników, do kopuły obserwatorium.Cutler ciągnął za sobą mały dwukołowy wózek wyładowany świeżymi filmami.Niska grawitacja planety ułatwiała chodzenie mimo ciężkich kombinezonów “przestrzennych.Riggs poprowadził ich do komory wejściowej przy kopule i szybko otworzył drzwi.Pozostali dwaj szli za nim.Wewnątrz zapłonęły nikłym światłem lampy radiumowe rozżarzając się wolno, włączył je automatyczny przekaźnik połączony z komorą wejściową.W rosnącym świetle Clark podszedł do średniej wielkości reflektora sprawdzając smarownice i stan wielu motorów współdziałających z mechanizmem zegarowym.Podczas gdy Riggs sprawdzał chronometr obserwatorium z czasem chronometru pokładowego, Clark i Cutler szybko wyjęli stare ładowniki z delikatnych kamer i na ich miejsce włożyli nowe.Pozostała jeszcze ostatnia czynność: wyjęcie rolek papieru z wykresami z detektorów kosmicznych.Potem wrócili na pokład.Kiedy weszli do komory ciśnieniowej “Małego Wodospadu”, załoga pod dowództwem Hawleya właśnie kończyła tankowanie paliwa do zbiorników obserwatorium.Destylowana woda służyła za materiał pędny motorów obsługujących stację.Nie upłynęła godzina od chwili lądowania, gdy powietrzny statek podniósł nos ku niebu, a z wielkich otworów wydechowych zionął ogień na zamrożona powierzchnię planety.Następnie “Mały Wodospad” pomknął w przestrzeń, w kierunku odległego słońca.Riggs przez kilka minut siedział koło dowódcy przy urządzeniach sterowniczych słuchając zmian w kursie podawanym przez Mercera, który zmienił Price'a.Wreszcie major oparł się o siedzenie.- Teraz łatwo powinniśmy dopłynąć - powiedział.Riggs w milczeniu skinął głową nie ufając niezręcznemu językowi na delikatnym gruncie.- Aha, Riggs - zwrócił się do niego Hawley.- Wyregulowałeś zegary?- Nie, panie majorze - odparł Riggs.- Różnica wynosiła tylko dwie dziesiąte sekundy.Nie warto było się tym zajmować.Według wszelkiego prawdopodobieństwa wprowadziłbym jeszcze większy błąd.Hawley zgodził się w milczeniu, potem obrócił się do pozostałych dwóch oficerów - Prawdopodobnie chłopcy w laboratorium potrzebują pomocy przy wywoływaniu i kopiowaniu taśm.- Może byście im pomogli?Obaj nawigatorzy i Riggs wstali i zaczęli zdejmować kombinezony przestrzenne, aby, w myśl polecenia udać się do laboratorium o trzy piętra niżej, pozostawiając “Mały Wodospad” prozaicznej podróży w próżni międzygwiezdnej.Mijały dni, “Mały Wodospad” raz przyspieszał, raz zmniejszał swoją szybkość odwiedzając planetę po planecie.Absorbujące obowiązki zbierania i uzupełniania filmów, wywoływania ich i sprawdzania pozostawiały mało czasu na pogłębienie osobistych kontaktów Riggsa i Hawleya.Kopilot, nieustannie świadomy powierzonej mu poufnej misji, czynił wszelkie wysiłki, by między nim a jego przełożonym ułożyły się jak najbardziej poprawne i obojętne stosunki, gdyż ciągle obawiał się otwartego sporu, który w każdej chwili mógł wyniknąć.Musiał jednak przyznać, że Hawley posiadał wszystkie zalety dobrego pilota.Po pierwszym lądowaniu, które odstąpił Riggsowi, lądował już na zmianę z kopilotem, wykonując dobre, łagodne podejścia w różnej grawitacji i przy różnym ciśnieniu atmosferycznym, nigdy nie okazując najmniejszego zdenerwowania czy wahania.Mimo to Riggs ciągle się zastanawiał, jak wypadłoby Hawleyowi lądowanie z podejściem płaskim a nie pionowym, gdyby takie musiał wykonać.Hawley nie lubił “koronkowych” podejść przed opuszczeniem się w dół, zawsze ostrożnie podprowadzał statek tuż nad lądowisko.Riggs taktownie unikał podejść kątowych, czując, że Hawley widziałby w tym osobiste wyzwanie, a jeszcze bardziej obawiał się ironicznych uwag majora tak sprytnie umieszczanych między wierszami pozornie niewinnej rozmowy.Dopiero po piętnastu przewidzianych rozkładem lądowaniach wydarzyła się sytuacja, której Riggs oczekiwał.System planetarny Rigela II był nadzwyczaj ciekawy z punktu widzenia ziemskich astronomów, gdyż stanowił jeden z niewielu przykładów odstępstwa od zasadniczego wzoru, w którym wszystkie planety słońca znajdują się mniej więcej na jednej płaszczyźnie.Dziewięć planet słońca obracało się na dziewięciu różnych płaszczyznach, a nawet i te dziewięć księżyców nie zachowywało się jednakowo.Podobny układ ciał planetarnych, choć zgodny z ogólną teorią pochodzenia systemów planetarnych, wzbudzał jednak wielkie zainteresowanie i dlatego ulokowano wiele obserwatorów na planetach tego systemu.System Rigela II wymagał ponadto dokładnej obserwacji z tego względu, że jego pierwsza planeta, wielkie ciało niebieskie o gęstej atmosferze, olbrzymiej temperaturze na powierzchni i wysokim ciśnieniu, zdradzała objawy życia organicznego.Warunki klimatyczne na powierzchni uniemożliwiały lądowanie tam istotom ludzkim, ulokowano więc jedynie obserwatorium na jej księżycu, satelicie, który zawsze znajdował się na wprost swojej matki.Księżyc ten, tak jak i jego planeta, był często przesłonięty chmurami i właśnie w takim okresie czasu Hawley zbliżał się do niego z zamiarem lądowania.Nawigator i kalkulator z powodu chmur nie mogli podawać dokładnych pomiarów, wobec czego Hawley musiał w ostatniej chwili zmienić kurs i zastosować podejście kątowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •