[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A może powinniśmy tam zaczekać? - spytała.- Z Gorzowa pewnie już idzie odsiecz, może samo Korniejewo przyśle kogoś po nas?- Możemy tak zrobić.Zatrzymać się choćby i tutaj.Tylko.- Kajetan zawahał się, choć w zasadzie już podjął decyzję.- Tylko co?- To chyba nie jest dobry pomysł.Nie mamy gwarancji, że wasze wczorajsze S.O.S.do kogokolwiek dotarło.Nie wiemy, czy Korniejewo nie padło.Może być tak, że Gorzów wcale jeszcze nie wie o ataku.- To niemożliwe, musieli odebrać sygnały.- Źle się wyraziłem.Jasne, że jeśli wokół Korniejewa trwają walki, to nasi mają te dane.Ale mogą nie mieć pojęcia, że twój, pani, konwój stamtąd wyruszył.I że został rozbity, i że ty jesteś w niebezpieczeństwie.Na dodatek ja naprawdę nie wiem, gdzie jesteśmy.Daj Bóg, że nie wpadliśmy w kocioł zahoryzontalny, bo wtedy w ogóle nie mają szans nas namierzyć.- Więc?- Więc maszerujmy na wschód.Będziemy bliżej naszych, a dalej od czarnych.Może kogoś spotkamy.Może ktoś nas namierzy.Oczywiście, o ile wschód ciągle jeszcze jest na wschodzie.- Nie rozumiem.- Na granicach horyzontów zdarzeń tworzą się iluzje, fatamorgany.Przecież to przestrzeń ściera się ze sobą, załamuje, dzieli.Widziałem już kawałki polskiej puszczy, gdzie równocześnie wschodziły trzy słońca.- Więc może jednak poczekajmy?- To w żaden sposób nie poprawi naszej sytuacji.Być może nic strasznego się nie stało i słoneczko nadal wschodzi tam, gdzie trzeba, a my jedziemy w dobrą stronę.- Rozumiem.Zrobimy, jak mówisz.- Zwolniła, czekając, aż dogoni ją koń wiozący Omara.Kajetan odprowadził ją wzrokiem.Spojrzał na Domicjana.Elf siedział w siodle w milczeniu, chyba niespecjalnie przysłuchując się rozmowie.Jego całą uwagę pochłaniała obserwacja sokoła.Ptak znów wzbił się w powietrze, choć nadal nie chciał wznieść się ponad drzewa.Jednak i to ożywienie ulubieńca sprawiło Domicjanowi wyraźną przyjemność.Rycerz Zakonu Łabędzia w ogóle odzywał się mało.Wykonywał polecania elfki, sam brał się za różne prace i non stop, każdym ruchem dawał do zrozumienia całemu światu, że jeśli ktoś lub coś zechce zrobić krzywdę Annie Naa’Maar, to najpierw będzie musiało zabić jego.Na szczęście sosnowy las wokół nie wydawał się groźny.***Tego przedpołudnia z Anną Naa’Maar rozmawiali jeszcze kilka razy.- Jak to możliwe, że wcześniej cię nigdy nie spotkałem?- Bo mnie tu nie było, to chyba proste.- Ale ja nigdy nawet nie słyszałem od Zakonie Łabędzia! A dużo wiem o elfach.W ogóle, dużo wiem.- Nie przejmuj się, nie jesteś jedynym zaskoczonym.Nas po prostu jest bardzo mało.Na Ziemię przybyło tylko trzech mistrzów, w Polsce ja jestem pierwsza.Tylko trzech.No tak, to wiele tłumaczyło.Zapewne tacy jak ona pracowali przy najtajniejszych projektach.Brali udział w przesłuchiwaniu najważniejszych jeńców, kto wie, może i samych barłogów.Czemu zatem wysłali ją w tak niebezpieczne miejsce? Czemu pozwolili, by osobiście transportowała grafa? Czyżby był tak potężny, a informacje od niego tak istotne? To tylko potwierdzało wszystko, co mówił Urlich i młodzi, spotkani na szlaku żołnierze.Nadchodziła nowa wojna.- Od dawna jesteś na Ziemi?- Dwa lata.Dwa lata, trzy miesiące i czternaście dni.- Świetnie mówisz po polsku, bez żadnego akcentu.- Zaczęłam się przygotowywać dużo wcześniej.Odwróciła głowę, popatrzyła przed siebie.- Tęsknisz?- Za miejscem? Nie.- To za czym?- Czy któryś elf kiedykolwiek odpowiedział ci na takie pytanie?- Na trzeźwo, nie.- Uśmiechnął się.- Czy któryś elf kiedykolwiek upił się w twoim towarzystwie? - Też nie, rzecz jasna.I na tym chyba polega wasz problem.Czasem powinniście się upić.Tak po chamsku, po prostu.No, ale to nie po elfiemu.- Nie po elficku - poprawiła go.- Ty powinieneś podszkolić swój polski.- Wiesz, wychowałem się na wsi.W odpowiedzi kiwnęła głową i znów na niego spojrzała.- Wiem.Jesteś sławny, wiesz?- Wiem.Konie stąpały cicho i spokojnie.Pod kopytami miały miękki mech, wokół brązowe pnie wysokich sosen.Ten las posadził niegdyś człowiek, bo drzewa stały w regularnych odstępach, wysokie, co najmniej sześćdziesięcioletnie.Nie było tu większych chaszczy, a młode sosnowe siewki nie miały szans w konkurencji ze swymi rodzicielami, których korony skutecznie odcinały dostęp słonecznego światła.Idealny las do podróży.Aż za idealny, zauważył wcześniej Kajetan.- No i jak ci się tu u nas podoba?- Naprawdę chcesz wiedzieć?- Skoro pytam.- No to wyobraź sobie, że nagle ktoś zakłada ci na oczy ciemne okulary, w uszy wpycha watę, na dłonie każe założyć rękawiczki.I że zapada właśnie mrok, który wygasza naturalne kolory, i że tuż obok stoi gigantyczny dworzec kolejowy z jego kakofonią trzasków, wizgów i zgrzytów.Tak właśnie czuję się na Ziemi.Straciłam barwy, zapachy i dźwięki.Żyję w ciemnej piwnicy, a w mieszkaniu nade mną ktoś zbudował tartak.- Nie mam więcej pytań.- Żartowałam.Nie jest tak strasznie.- A coś ci się tutaj podoba?- Kilka obrazów.Rzeźby ze starożytnej Grecji.Pisanki.- Czytałaś coś?- Platona, Kanta i Biblię.No i kodeksy karne, oczywiście.Aha, czytałam też „Władcę Pierścieni”.Anna Naa’Maar roześmiała się, po raz pierwszy w jego obecności.Wiele ładnych kobiet nigdy nie powinno się śmiać, bo w jednej chwili tracą cały swój urok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •