[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głębokość dziesięciu mil dawała obraz mętny, lecz wystarczająco przejrzysty, by wyrobić sobie pojęcie o ogólnej strukturze pokładu.Na głębokości trzech mil było lepiej.Sonda mogłaby uchwycić dźwiękowe odbicie spoczywającej tam monety i przetworzyć je w obraz, na którym nawet data byłaby wyraźna.Sonda stanowiła dla geologa to, czym dla biologa był mikroskop, a Dano Marin, jako biolog, potrafił ocenić należycie jej znaczenie.Rozpoczął pracę od cypla półwyspu i zakosami posuwał się w kierunku przesmyku.Metodycznie badał teren, a nocami sypiał w pojeździe.Rano trzeciego dnia zaobserwował ślady ropy, a około południa zdołał zlokalizować główne pole.Powinien był wrócić zaraz, lecz po odkryciu ropy mógł sobie pozwolić na swobodniejsze badania.Rozpoczął przegląd od powierzchni i sięgał coraz głębiej i głębiej.Wyniki przedstawiały się odwrotnie, niż należało oczekiwać.Warstwy do głębokości niewielu stóp obfitowały w pozostałości głównie czterech znanych gatunków ssaków.Zwierzę przypominające wiewiórkę oraz drugie, trawożerne i znacznie większe, były pierwszymi mieszkańcami lasów.Na równinach żyły dwa pozostałe gatunki, odpowiadające wymiarami zwierzętom leśnym.Pod warstwami powierzchniowymi, pokrywającymi w przybliżeniu dwadzieścia tysięcy lat, nie było żadnych śladów życia zwierzęcego.Pojawiały się znów dopiero na głębokości odpowiadającej ziemskiemu okresowi późnowęglowemu i świadczyły o występowaniu zwierząt typowych dla tej epoki.Na wspomnianej głębokości i niżej dzieje Feliksy były podobne do dziejów Ziemi.Zaskoczony biolog przeprowadził sondowanie w kilkunastu odległych od siebie punktach.Wszędzie stwierdził to samo: pozostałości z ostatnich dwudziestu tysięcy lat i nic z okresu mniej więcej stu milionów.Głębiej nietrudno było odkryć ślady normalnego rozwoju.A zatem, z grubsza licząc, sto milionów lat temu coś jedynego w swoim rodzaju wydarzyło się na Feliksie.Co to być mogło?Piątego dnia sygnał radiowy przerwał tok badań.— Tu Marin.Słucham — przełączył aparat na odbiór.— Jak prędko zdążysz wrócić?Spojrzał na fotomapę.— Za trzy godziny.Dwie, jeżeli się pośpieszę.— Lepiej za dwie.Nie żałuj benzyny.— Znalazłem ropę.Ale co się stało? — Wolę ci to pokazać.Pogadamy na miejscu.Marin niechętnie zwinął aparaturę i ruszył w drogę powrotną.Jechał prosto, nie zwracając uwagi na teren.Błoto tryskało wysoko spod gąsienic.Zwierzęta umykały z wrzaskiem.Mniejsze laski omijał, przez większe sunął na przełaj, zostawiając za sobą spustoszenie.Gwałtownie zatrzymał sondę na skraju osady.Cały ruch koncentrował się wokół magazynu.Lekkie ciężarówki wjeżdżały tam i wyjeżdżały, transportując zapasy na pobliski plac, oczyszczony i starannie przygotowany.W kącie magazynu Marin odszukał komendanta zajętego rozmową z inżynierem.Hafner zwrócił się do biologa.— Twoje myszy podrosły, Dano.Marin spojrzał na podłogę, gdzie leżał kot–robot.Przyklęknął, aby go obejrzeć.Stalowy szkielet był zgnieciony, połamany, skóra z mocnego, grubego plastyku zdarta.Precyzyjny mechanizm zmienił się w bezkształtną miazgę.Wokół kota leżało dwadzieścia, może trzydzieści niezwykle dużych szczurów.Kot walczył niewątpliwie.Trupy jego przeciwników nie miały głów, były wypatroszone, poszarpane straszliwie.Widocznie jednak szczury zwyciężyły dzięki przewadze liczebnej.Instytut Badań Biologicznych stwierdził, że na Feliksie nie ma szczurów.Miało też nie być myszy.Skąd ta omyłka?Biolog wstał z klęczek.— Jak myślisz sobie poradzić? — zapytał.— Zbudujemy nowy magazyn o monolitycznych ścianach i podłodze na dwie stopy grubej.Przeniesie się tam wszystkie zagrożone materiały.Biolog skinął głową.Sposób wydaje się skuteczny, chociaż musi pochłonąć wiele czasu i energii — całą energię świeżo uruchomionego reaktora jądrowego.Wszelkie inne budowy zostaną na razie przerwane.Nic dziwnego, że Hafner ma zatroskaną minę.— A może jednak skonstruować więcej kotów? — zaproponował Marin.Komendant uśmiechnął się krzywo.— Nie było cię, kiedy otworzyliśmy wrota.Magazyn roił się od szczurów.Ile robotów dałoby im radę? Pięć? Piętnaście? Nie wiem.W każdym razie inżynier twierdzi, że mamy materiał tylko na trzy koty.Tego, co tutaj leży, niepodobna wyremontować ani nawet wykorzystać na części.Marin pomyślał, że nie trzeba inżyniera, by wydać taką opinię.— Gdybyśmy chcieli zbudować więcej kotów — ciągnął Hafner — musielibyśmy rozebrać mózg elektronowy, który pracuje w pojeździe kosmicznym.Na coś takiego stanowczo nie pozwolę.Oczywiście! Pojazd kosmiczny to jedyny środek łączności z Ziemią do czasu przybycia następnej ekspedycji.Żaden komendant przy zdrowych zmysłach nie mógł zgodzić się na takie rozwiązanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •