[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Może coś przegapili?Tam zastanowił się.Od chwili ślubu on i Juli zapędzili się z kozami daleko poza zwykły obszar.Niewielu ludzi zapuszczało się na wypas na Wielkie Północne Pustkowie.Cała okolica bardzo ucierpiała podczas Upadku; ziemia była skażona, a wody stojące nie nadawały się do niczego.To lato było jednak wyjątkowo deszczowe, przez co ożyło wiele rzek, a stawy i jeziora stały się o wiele bezpieczniejsze; Tam i Juli i tak woleli być sami.Może rzeczywiście była tu jakaś zapomniana maszyna sprzed Upadku, której części nadawały się do użytku.Jak wspaniale byłoby przynieść coś takiego do domu po miesiącu miodowym!–Proszę – mruknęła Juli, kąsając go w ucho, i Tam poddał się.Była taka śliczna.W całej rodzinie Tama nie było kobiet równie pięknych ani tak kompletnych jak Juli.Jego siostra Nan była niespełna rozumu, Cali miała tylko jedną rękę, Jen była ślepa, a Suze nie chodziła.Tylko Jen była płodna, choć farma Wilkinsonów nie znajdowała się w pobliżu żadnego jeziora ani miasta.Farma nadal trwała, na trasie zachodnich wiatrów wiejących od Grand Forks.Czy raczej miejsca, gdzie kiedyś były Grand Forks.Tam i Juli szli wolno, prowadząc kozy, w kierunku połyskującego metalu.Gdy dotarli na miejsce, słońce prażyło bezlitośnie, ale obiekt, bez względu na to, czym był, stał obok zagajnika wątłych drzewek w zalesionej dolince.Tam zaprowadził kozy do cienia.Jego wprawne oko dostrzegło, że kiedyś była tam woda, ale teraz nie został już po niej ślad.Wczesnym popołudniem będą musieli ruszyć dalej.Kiedy kozy rozlokowały się, kochankowie podeszli do obiektu trzymając się za ręce.–O, to jajo! – zawołała Juli.– Metalowe jajo.– Chwyciła nagle ramię Tama.– A może to jest… nie sądzisz, że to zanieczyszczacz?Tam poczuł rosnące podniecenie.–Nie! Wiem, co to jest! Babcia mi powiedziała zanim umarła!–To nie jest zanieczyszczacz?–Nie, to jest… tak naprawdę nikt nie wie, z czego jest zrobione.Ale jest bezpieczne, moja kochana.To cud.–Co takiego?–Cud.– Próbował nie przemawiać z wyższością.Juli była drażliwa z powodu swoich braków w wykształceniu.Tam uczył ją pisać i czytać.– Dar prosto od Boga.Dawno, dawno temu, pewnie jakieś kilkaset lat, w każdym razie przed Upadkiem, to jajko spadło z nieba.Nikt nie potrafił wymyślić po co.Aż pewnego dnia piękna księżniczka dotknęła go, zaszła w ciążę i urodziła bliźnięta, dwóch synków.–Naprawdę? – spytała z przejęciem Juli.Podbiegła kilka kroków, aż zwolniła, gdyż Tam poruszał się wolniej.– I co się potem stało?Tam wzruszył ramionami.–Chyba nic.Nastąpił Upadek.–I to jajo tak sobie tu stoi od tych czasów.No chodź, kochany, chciałabym je obejrzeć z bliska.Tak po prostu tu jest? Żeby kobiety zachodziły w ciążę, kiedy bardzo tego chcą?Chłopcu nie spodobał się sceptyczny ton w jej głosie.Przecież to on pochodził z wykształconej rodziny.–Nie zrozumiałaś, Juli.Tylko ta księżniczka zaszła w ciążę z powodu tego czegoś.To był specjalny cud od Boga.–Przecież mówiłeś mi, że przed Upadkiem ludzie nie potrzebowali cudów, żeby zajść w ciążę, bo nie było zanieczyszczeń w wodzie, ziemi i powietrzu.–Tak, ale…–W takim razie dlaczego to był cud, że ta księżniczka zaszła w ciążę?–Bo była dziewicą, idiotko! – Po chwili dodał: – Przepraszam.–Przyjrzę się temu jaju – rzekła sztywno Juli i pobiegła przodem, nie czekając na niego.Kiedy Tam się zbliżył, Juli siedziała po turecku, pogrążona w modlitwie obok jaja.Było mniejsze niż przypuszczał, nie większe niż szopa dla kóz; lekko nieregularny owal, srebrzący się matowo.Powietrze nad ziemią drgało od upału.Babcia powiedziała kiedyś Tamowi, swoim skrzypiącym głosem starej damy, że w Minnesocie nie zawsze było tak gorąco.Nagle zaczął się zastanawiać, jak wyglądało to miejsce, kiedy jajo spadło z nieba.Czy to mógł być zanieczyszczacz? Nie wyglądał, jakby coś produkował i Tam nie dostrzegał żadnych plastikowych części.Nic, co mogłoby odpadać kawałkami tak małymi, by przedostawałyby się do powietrza, wody i żywych organizmów, unosząc się z wiatrem.A może jednak były bardzo małe, jak te niebezpieczne kawałki plastiku zwane „imitatorami hormonalnymi” – tak nauczyła go babcia, choć Tam nie miał pojęcia, co to znaczy.Doktorzy w St Paul pewnie wiedzieli.Choć co im z tej wiedzy, skoro nie dało się rozwiązać problemu i sprawić, by dzieci rodziły się tak kompletne jak Juli?Siedziała obracając paciorkami modlitewnymi tak gwałtownie, że Tam znów się na nią zdenerwował.Ależ ona była niezrównoważona.Najpierw swawolna, potem rozzłoszczona, a na końcu rozmodlona.Dobrze byłoby, gdyby się jakoś uspokoiła, kiedy dzieci zaczną przychodzić na świat.Po chwili jednak Juli spojrzała na niego, tymi oczami błękitnymi jak jezioro, jakby w uznaniu tego, że posiadł większą wiedzę, i poczuł, jak mięknie.–Tam… jak myślisz, czy można się do niego modlić? Skoro pochodzi od Boga?–Jestem pewien, że można, kochanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •