[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najbliższa odległość, na jaką zbliżamy „sie do powierzchni planety, wynosi milion długości statku.Troszeczkę bliżej — j bylibyśmy odrzuceni ową straszliwą siłą, która emanuje ze światów.Nie pragniemy jednak poruszania się po stałym lądzie.Jest to dla nas rzecz śmiertelnie niebezpieczna.Gdybym teraz musiał stanąć na planecie, po spędzeniu większości życia w przestrzeni, w ciągu godziny umarłbym skroplony.Jest to koszmarny sposób umierania; czemu jednak miałbym kiedykolwiek wyjść na brzeg? Prawdopodobieństwo tego wciąż dla mnie istnieje, od mojej pierwszej podróży na „Mieczu Oriona”, ale od dawna o nim zapomniałem.To właśnie miałem na myśli, gdy wspominałem o konieczności oddania życia, kiedy się żegluje w przestrzeni.Ale oczywiście istnieje również poczucie, że lądowanie nie ma nic wspólnego z pozostaniem przy życiu.Gdybyście mogli kiedykolwiek żeglować na gwiezdnym statku lub przynajmniej widzieli jeden z nich, zrozumielibyście, co mam na myśli.Nie mam do was pretensji, że jesteście, jacy jesteście.Pozwólcie teraz zaprezentować sobie „Miecz Oriona”, chociaż nigdy nie zobaczycie go takim, jakim ja go widzę.Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest światło promieniujące od statku.Bije od niego niesłychanie intensywny blask, przeszywający niebiosa jak dźwięk trąbki.Ta wielka jasność zarówno wyprzedza statek, jak i ciągnie się za nim.Przed statkiem widnieje luminescencyjny stożek jasności, rozdzierający próżnię.Za sobą pojazd pozostawia fotoniczny kilwater tak intensywny, że można by go zebrać i zważyć.Przyczyną powstawania tego światła jest napęd gwiezdny: statek łyka przestrzeń, a światło jest jego wydaliną.Pośród tej jasności moglibyście dostrzec dziesięciokilometrową szpilę.To właśnie jest „Miecz Oriona”.Jeden jego koniec jest zaostrzony, drugi zaś zawiera Oko, a przejście z końca na koniec wymagałoby kilku dni marszu przez wszystkie pomieszczenia.Jest to świat sam w sobie.Szpila statku jest spłaszczona.Moglibyście prawie z łatwością spacerować po zewnętrznej powierzchni, stanowiącej pokrywę górnego pokładu, nazywanego Pokładem Skórnym.Podobnie wygląda sprawa z dolnym pokładem — Pokładem Brzusznym.Jeden nazywamy dolnym, drugi zaś górnym, chociaż kiedy się przebywa na zewnątrz, rozróżnienie to nie ma znaczenia.Pomiędzy nimi leżą pokłady: Załogi, Pasażerski, Cargo i Nawigacyjny.Zazwyczaj nie ma potrzeby przemieszczać się z jednego na drugi; pozostajemy na tym, do którego należymy.Silniki znajdują się w Oku.Tam również umieszczone są pomieszczenia kapitańskie.Opisana powyżej szpila nie stanowi jednak całości statku.To, czego nie można dostrzec, to aneksy, poszerzenia i pomieszczenia wirtualne.Towarzyszą statkowi, owijając go siecią powikłanych struktur zewnętrznych.Znajdują się one jednak na niższym poziomie rzeczywistości, tak więc nie mogą być dostrzeżone.Statek rozciąga się w przestrzeni, poszerza i wydłuża, mając w len sposób dość miejsca na wszystko, co przewozi.W tych zewnętrznych strefach znajdują się części zamienne, zapasy paliwa, magazyny żywności i całe cargo.Jeżeli na statku są więźniowie, podróżują w aneksach.Jeśli podczas kursu przewiduje się napotkanie poważnych turbulencji prawdopodobieństwa, statek rozpościera znajdujące się w pomieszczeniach wirtualnych ramiona stabilizujące, gotowe do realnego zaistnienia.To właśnie są tajniki naszego zawodu.Przyjmijcie je na wiarę lub zignorujcie, jak wam się podoba; nie mają dla was żadnego znaczenia.Zbudowanie statku trwa czterdzieści lat.Obecnie funkcjonuje ich dwieście siedemdziesiąt jeden, a nowe wciąż są konstruowane.Stanowią jedyną więź pomiędzy Światami Macierzystymi i ośmiuset dziewięćdziesięcioma ośmioma Koloniami i kolonistami Kolonii.Od początku Służby zaginęły cztery statki — nikt nie wie, co się z nimi stało.Strata statku gwiezdnego jest najgorszą katastrofą, jaką mogę sobie wyobrazić.Ostatni taki przypadek miał miejsce sześćdziesiąt wirtualnych lat temu.Statek gwiezdny nigdy nie powraca do świata, z którego został odpalony.Galaktyka jest na to zbyt wielka.Przebywa wciąż w podróży i nieustannie dąży przez Kosmos po nieskończonych, otwartych szlakach.Oto, jak wygląda służba w Zaopatrzeniu.Powrót byłby bezcelowy, ponieważ od rozpoczęcia podróży dzielą nas tysiące lat czasu ziemskiego.Żyjemy poza czasem.Musimy, ponieważ nie ma innego wyjścia.To jest nasze brzemię i nasz przywilej.Na tym polega służba.4.Piątego, wirtualnego dnia podróży poczułem nagle wewnętrzne ukłucie, szarpnięcie, delikatny sygnał, że coś jest nie w porządku.Uczucie to było ledwo zauważalne, prawie niepostrzegalne, jak osypanie się zerodowanych kamyków, które uświadamia istnienie pałaców i wież wielkiego zrujnowanego miasta, leżącego pod wzgórzem, na które się wspinasz.Jeśli nie oczekuje się takich sygnałów, można je przegapić.Ja jednak byłem na nie przygotowany.Pragnąłem ich.Ogarnął mnie przedziwny rodzaj radości, gdy dostrzegłem ten przelotny sygnał zagrożenia.Włączyłem informator i spytałem:— Co to było za drganie na Pokładzie Pasażerskim?Informator pojawił się w moim mózgu natychmiast, ostra szarozielona obecność w otoczce szemrzącej muzyki.— Nie jestem poinformowany o żadnym drganiu, sir.— Był tam jednak wyraźny wstrząs.Właśnie odbieram strumień danych.— Doprawdy, sir? Wypływ danych, sir? — Informator wydawał się skonsternowany, brzmiał nieco protekcjonalnie.Rozśmieszyło mnie to.— Jakie działania mam podjąć, sir?Było to zachęcenie do odwrotu.Informatorem na służbie był Henry Henry 49.Seria Henry przejawia pewien rodzaj wykrętnej niewinności, którą uważałem za obłudną.Są to jednakże bardzo zdolne informatory.Zastanawiałem się więc, czy prawidłowo odczytałem sygnał.Być może zbyt mocno pragnąłem, żeby coś się stało, cokolwiek by to miało być, co potwierdziłoby mój związek ze statkiem.Na pokładzie statku gwiezdnego nigdy się nie ma poczucia ruchu czy jakiejkolwiek aktywności; płyniemy w ciszy wśród ciemności, uwięzieni we własnym oślepiającym świetle.Nic się nie porusza, całe uniwersum wydaje się martwe.Od momentu opuszczenia Kansas Four miałem poczucie osądzającej mnie wielkiej ciszy.Czy w istocie byłem kapitanem tego statku? W’ porządku: niech więc poczuję ciężar odpowiedzialności.Minęliśmy już Ultima Thule i nie było możliwości powrotu.Związani z bryłą światła, jaką był nasz statek, mkniemy przez Kosmos tydzień po wirtualnym tygodniu, póki nie osiągniemy pierwszego z naszych celów, którym jest Cul–de–Sac w Archipelagu Yainglory koło Spook Clusters.Tu, w otwartej wolnej przestrzeni, musiałem zacząć dowodzić statkiem, by on nie zaczął rządzić mną.— Sir? — zwrócił się do mnie informator.— Rozpocznij odbiór danych — rozkazałem.— Wszystkie wejścia z Pokładu Pasażerskiego z ostatnich trzydziestu minut.Coś tam się poruszyło.Nastąpił przepływ danych.Wiedziałem, że mogę się mylić.Jednak mylić się z przezorności jest, być może, naiwnością, ale nie jest grzechem.Wiedziałem, że na tym etapie podróży wszystko, co powiem czy zrobię, będzie się wydawało załodze „Miecza Oriona” naiwne.Cóż mogłem stracić, zarządzając powtórne sprawdzenie danych? Byłem spragniony niespodzianek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •