[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Anna Boleyn nigdy się nie uśmiecha” — mówili Kiedy jej nie było w pobliżu, nie nazywali ją Królową Anną ani Jej Miłością, nie używali nawet tytułu Markiza Rochford, tytułu, który nadał jej Henryk, czyniąc ją jedyną kobietą–parem Anglii.Nie, nazywali ją Anną Boleyn, jak gdyby nigdy nie wyszła za mąż za Henryka, jak gdyby nigdy nie urodziła Elżbiety.I mówili, że nigdy się nie uśmiecha.A jakiż miała powód, żeby się uśmiechać, tutaj, gdzie nie było ani życia, ani śmierci?Anna trzymała w rękach kawałek aksamitu w kolorze bursztynu.Szyła.I zgrabnie jej to szło.Nie była źle traktowana.Przydzielili jej służącą, dali materiał, z którego można było uszyć suknię.Zawsze miała w tym kierunku zdolności i nie utraciła ich nawet wtedy, kiedy mogła sobie pozwolić na zamawianie takich sukien, jakie jej się tylko zamarzyły.Dali jej też książki.Napisane po łacinie, ale ilustracje miały dziwnie płaskie, żadnych nie wykonano wypukłym inkaustem czy też nie matowano.Pozwalali jej wchodzić do wszystkich pokoi w zamku, które nie były zamknięte na klucz, a także wychodzić do ogrodów i na podwórza.Była Świętą Zakładniczką.Kiedy skończyła szyć suknię z aksamitu w kolorze bursztynu, ubrała się w nią.Dali jej lustro.I lutnię.I papier do pisania, i gęsie pióro.Dostawała wszystko, o co poprosiła.Byli tak hojni jak Henryk w początkowym okresie miłości, kiedy rozdzielił ją z ukochanym Harrym Percym i kiedy trzymał ją jako zakładniczkę miłości zdaną na każdy królewski kaprys.Tak, klatki w jej życiu miały różne rozmiary.I różne kształty.I — jeżeli to prawda, co mówili pan Culhane i Lady Mary Lambert — istniały w różnych czasach.— Nie mam tytułu „lady” — protestowała lady Mary Lambert.Niepotrzebnie się wysilała.Bo było oczywiste, że nie ma tego tytułu, że pochodzi z ludu, tak jak i wszyscy inni.A protestowała tak zawzięcie, bo w tym miejscu panowały opaczne przekonania, sprawiające, że kobieta czuła się obrażona, gdy ją tytułowano „lady”.Lambert jej nie lubiła.Anna wiedziała o tym, chociaż jeszcze nie odkryła przyczyny tej niechęci.A poza tym była pozbawiona kobiecego uroku, jak one wszystkie.Pracowały całymi dniami wśród książek i maszyn i gimnastykowały się nago razem z mężczyznami, którzy nie zwracali na ich ciała większej uwagi niż żołnierze żyjący w surowych obozowych warunkach na ciała swoich towarzyszy broni.Dlatego Annie sprawiało przyjemność tytułowanie Lambert, która nie chciała być tytułowana.Bo ona sama też była tutaj tym, czym nigdy być nie chciała.Była „Anną Boleyn, która się nigdy nie uśmiecha”.— Nadam ci tytuł „lady” — powiedziała do Lambert.— Zostaniesz dzięki mnie baronessą.Kto się temu sprzeciwi? Jestem przecież królową, a króla tutaj nie ma.Mary Lambert gapiła się na nią, jak przystało na pospolitą flądrę pozbawioną kobiecego uroku.Anna zrobiła supełek i ucięła nitkę srebrnymi nożyczkami.Suknia była gotowa.Włożyła ją przez głowę i zaczęła męczyć się z guzikami na plecach.Wolała zapiąć je sama niż wołać tę głupią dziewczynę, która była jej służącą, a która nie umiała nawet jej uczesać.Anna sama przygładziła włosy, po czym krytycznie popatrzyła na swoje odbicie w pięknym lustrze, jakie jej podarowali.Jak na kobietę, która półtora miesiąca wcześniej urodziła dziecko, wyglądała zdrowo.Powiedzieli jej, że w jedzeniu dostaje lekarstwa.Jej cera, ta gładka śniada cera, która tuk rzadko zmieniała barwę, wyglądała ładnie w zestawieniu z aksamitem w kolorze bursztynu.Często nosiła suknie w tym kolorze, albo brązowe.Ponieważ nie miała czepeczka i nie umiała go uszyć, jej włosy spływały luźno na ramiona.W dłoniach — wydłużonych i szczupłych, których wcale nie szpecił dodatkowy palec — trzymała różę, którą przyniósł jej Culhane.Bawiła się nią, demonstrując piękno tych dłoni i wysoko trzymając głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •