[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzika furia obrony wymagała brutalnego i bezwzględnego ataku.A jednak nie było w tej brutalności cienia determinacji, to była gra, bardzo subtelna i skomplikowana, gra dwóch cudownych ciał, gra miłości, przyjęta przez obie strony z podświadomym przyzwoleniem i głębokim zrozumieniem…Krok za krokiem zdobywał Petr Jonasz Olgę, zaś zebrani śledzili tę osobliwą walkę z zapartym tchem.W pierwszym momencie Petr Jonasz sam był zdumiony, kiedy rozpoznał Olgę i siebie — swoje ruchy, których sobie nie uświadamiał, kształty i barwy potyczki, która zapadła w mrok, zaś teraz powtarza się w całej grozie swego majestatu.W szybkim tempie zbliżała się ostatnia sekunda spektaklu… (Olgi dawno już tu nie było, pewnie szlochała zaszyta w jakiś kąt, na ostatnim schodku pod sufitem…) Ta uroczysta chwila, w której ślubnym łożem stała się przestrzeń pałacu pod baldachimem walczyka; owa tajemna chwila miała oto za chwilę zostać zbrukana, rzucona w oczy całego tłumu gapiów! Obrządek miłości miał być ciśnięty pod pręgierz sensacji!Petr Jonasz stał z zaciśniętymi pięściami przed przeklętym lustrem.Zniszczyć!Rozbić w drobny mak!Gołymi rękami?Wszystkie kieszenie puste…Policzki płoną wściekłością i wstydem…Finał się zbliża i znikąd pomocy…I nagle poczuł w dłoni twardy przedmiot! Chwycił go, ścisnął gorączkowo, drapieżnie.Rozpoznał — rewolwer! To Olga Rumlerówna wróciła we właściwej chwili (cóż to za wspaniała kobieta!).Padł strzał i lustro rozsypało się.Lecz ku niezmiernemu zdumieniu zebranych nie rozsypało się w kawałki.Lustro rozpadło się w pył, w srebrny piasek, pozostała po nim srebrzysta garstka prochu…To jasne, że opowieść dobiegła końca wraz ze śmiercią lustra, które się spóźniało.Co było dalej? Olga Rumlerówna wyszła za Petra Jonasza.Marcian Rumler, który również oglądał ich noc miłości przez dziurkę od klucza diabelskiego lustra, uśmiechał się podczas głównego toastu nader znacząco, przybierając swą maskę satyra — upartego indywidualisty.— Ta kobieta ma charakter — obwieścił z jawną dumą, jakby chciał powiedzieć: wrodziła się we mnie.Zaś Olga Rumlerówna pewnej radosnej nocy rozdzieliła się na dwie istoty: matkę i dziecko.Różowy aniołek, który znienacka pojawił się na świecie, został zasiany i zakiełkował pośród ciemności, w akompaniamencie rozpaczliwych nawoływań siwych matron i przyzwoitek, przy niemej obecności oślepłych luster, we wrzącym, nieludzkim ścisku, opanowanym przez rytm walczyka i miłości…Przetłumaczył Andrzej GordziejewskiJosef NesyadbaWampir.ltdKiedy dzisiaj, po roku, wspominam swoją podróż do Anglii, właściwie przypominam sobie przede wszystkim samochody.W Europie Zachodniej doszło właśnie wtedy do nowej inwazji.Motoryzacyjnej.Uświadomiłem to sobie po raz pierwszy, kiedy rozgadał się ten tłusty Irlandczyk, który na lotnisku Orły rozsypał po schodach karczochy.Samolot miał startować za kilka minut, a ruchome schody rozrzuciły jego karczochy po poczekalniach Bliskiego Wschodu, Ekwadoru i Gwadelupy.Musiał z nich zrezygnować.Podczas całego lotu nad Kanałem La Manche żałował jarzyn.I ostrzegał nas zdecydowanie przed angielską kuchnią.— Jestem przedstawicielem firmy samochodowej — powiedział z godnością.— Nasze samochody sportowe podbiją świat.— Ja też mam w domu angielski wóz — odparł mój przyjaciel, chcąc mu sprawić przyjemność.— Hillmana.— Rumiany Irlandczyk zamilkł.Jakby usłyszał coś niestosownego.Lecieliśmy pierwszą klasą i widocznie uważał nas do tej pory za ludzi z wyższej sfery.— To całkiem niezły wóz — stwierdził z pewnym wahaniem.— Za te pieniądze — rozłożył ręce.— Ja reprezentuję jaguary.Na pewno niedługo będziemy je eksportować za żelazną kurtynę — rzekł, kiedy z bliska i dyskretnie obejrzał sobie mój krawat — Nasze samochody zamienią złe szosy na dobre szosy, a dobre szosy na niebo.Nie pytałem go, czy wierzy w życie pozagrobowe.Lądowaliśmy.Po raz drugi zetknąłem się j, samochodami jeszcze tego wieczoru, szukając swojej przyjaciółki w Kesington Terrace.Wyszedłem ze stacji metra i chciałem zapytać kogoś o ulicę.Ale nie było nikogo.Ściślej mówiąc, Ule było nikogo na chodnikach, za to jezdnią czołgał się czteropasmowy gad ze stalowych pudełek, izolujących kierowców tak dokładnie, że nie słyszeli ani pytań, ani krzyku z zewnątrz.Najbardziej interesująca była moja ostatnia przygoda.Właśnie o niej chcę opowiedzieć.Dzisiaj wydaje mi się wprost niewiarygodna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •