[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Jak pozwolę mu się wymknąć, to mi po premii pojadą.– Czart pokręcił głową.– Więc sami rozumiecie, to nic osobistego.Taki zawód.Po prostu muszę wykarmić żonę i dziatki.– Jak uważasz.– Jakub opuścił krócicę, której lufą drapał się za uchem i wycelował w szatana.– Pan Samuel po dobroci prosił, ale się stawiasz, to pobawimy się teraz w bajkę o dobrym i złym glinie.– Glinie? Przecież policji w tych czasach jeszcze nie wynaleziono – prychnął diabeł.– No o pachołku magistrackim – Jakub dokonał przekładu terminu na język epoki.– Po dobroci nie idzie, no to trzeba będzie tak, jak od razu radziłem.– Srebrna kula? – prychnął Smoluch.– Za dużoś się bajek starych bab nasłuchał.Zaboleć zaboli, ale wiesz sam, że diabły są nieśmiertelne.Poza tym, cóż to jest jedna kula.– Brać go – rzucił Samiłło.Ciężka gdańska szafa wydała przeciągły jęk, gdy kopnięte od środka drzwi otwarły się na całą szerokość.Semen, Pańko, Ptaszek i Jersillo wystrzelili jednocześnie z ośmiu luf.Chmura kilkuset siekańców uderzyła w biesa.Zatoczył się, potknął i z chlupotem zwalił do balii ze święconą wodą.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, był dym unoszący się z licznych ran.* * *Smoluch otworzył oczy, a dokładniej tylko jedno.Drugie najwyraźniej było wypalone.Spróbował wstać, ale jak się okazało, rozpięto go na katowskiej ławie.– Na Lucyfera! – Szarpnął się w więzach i zaraz gorzko tego pożałował.– Nawet nie próbuj – ostrzegł go Jakub.– Związaliśmy cię poświęconymi ręcznikami do ikon.A jak się szarpał będziesz, to się zdenerwujemy i sobie krzyżem na kościelnej posadzce poleżysz.– Co u diab.– zaczął Smoluch, ale urwał w pół słowa.To akurat przekleństwo w jego sytuacji było odrobinę niestosowne.Zamiast tego rozejrzał się.Znajdował się w jakimś lochu, chyba w piwnicy pod kamienicą starego Niemirowskiego.Kontusz, a raczej jego popalone strzępy, wisiał na nim jak worek pokutny.Z licznych ran ciągle unosiły się nitki dymu.Ból był nieziemski.– Czym mnie trafiliście.– wychrypiał.– Srebro tak nie rwie.– Och.– Egzorcysta wzruszył ramionami.– Sam rozumiesz, że w tych ciężkich czasach trudno o uczciwe kule lane z kruszcu.Tedy pocięliśmy koszulkę z cudownej ikony na siekańce.Sto lat w cerkwi wisiała, to i mocy nabrała.Nie tak jak relikwia, ale prawie.A że boli? Samiłło proponował dogadać się po dobroci.Nie chciałeś, więc teraz cierp sobie, jak głupiś.Jestem twoją jedną rzeczywistością – wygłosił zdanie zapamiętane z jakiegoś filmu.– Czego chcecie? – Czart szarpnął się w więzach.– Toż już mówiłem – westchnął Wędrowycz.– Nie słuchałeś czy co? Oddaj cyrograf alchemika.– Nie mam.Możecie mnie obszukać.– Ty mi tu nie pierdol – warknął Jakub.– Jasne, że w kieszeni nie nosisz, ale umierającemu pokazać musisz, zanim wyrwiesz duszę.Więc jakoś go wyciągasz z powietrza tak jak tamtą księgę.– Machnął ręką w stronę stołu.Smoluchowi zabrakło naraz powietrza.„Index grzeszników województw ruskich” leżał na dechach.– To ściśle poufne opracowanie.– wykrztusił.– Tylko do użytku służbowego.Nie wolno wam tego czytać.– Za późno, już czytałem – zełgał Jakub bez zmrużenia oka.– Coś jak książka telefoniczna, tylko bohaterów mniej.Oddaj cyrograf, nie daj się psować.– Przybysz z XX wieku zdążył liznąć trochę aktualnej terminologii sądowej.– Nie.– Sam tego chciałeś.Mości panowie, czyńcie co należy!Semen, Niemirycz, Ptaszek i Jersillo najwyraźniej czekali za drzwiami, bo weszli niemal natychmiast.– Nie chciał oddać? – zafrasował się Chińczyk.– No cóż, jego wybór.Nawet jeśli faktycznie jest nieśmiertelny, to odpowiednia dawka czystego cierpienia powinna zwichnąć mu umysł.Zaczął rozkładać na stole wymyślne wschodnie narzędzia do zadawania mąk.Smoluch łypnął na nie okiem.Leciutka aura nie pozostawiała wątpliwości, wszystkie powleczono srebrem i poświęcono.Co najmniej trzykrotnie.– Tylko się stąd wyrwę, a dostaniecie takiego kopa.– ryknął, aż z powały posypał się wiekowy tynk, a z ran zadymiło mocniej.– Cicho, nie drzyj się, bo uszy bolą.– Niemirycz znacząco ujął w dłoń nahajkę moczącą się w cebrzyku ze święconą wodą.– A i gardziołko oszczędzaj, bo ci się zaraz do jęków boleściwych przyda.Głos uwiązł diabłu w gardle.– Od czego zaczniemy? – Murzyn zatarł łapska.– Myślę, że przypalimy mu jajca świeczką – zaproponował Semen.– Na komunistów dobrze to działało.– A jeśli to nie pomoże, naruszymy pięć wewnętrznych czakr organizmu, poczynając od serca.– zadysponował Chińczyk.Jakub skinieniem głowy przypieczętował kolejność prac.– Jajca.– Jersillo wyciągnął z kieszeni szeroki afrykański nóż i zręcznie rozpłatał jeńcowi spodnie.A potem wciągnął głośno powietrze.– Co jest? – zdumiał się Samiłło.Diabeł nie miał między nogami nic.Kompletnie nic.Nawet włosów rosło tam niewiele.– Może to jakiś rodzaj kobiety? – stropił się Semen, gasząc niepotrzebną już świecę.– Tylko jak, u licha, sika?– Ty, kto cię wywałaszył? – Niemirycz trącił czorta lufą krócicy.– I po cholerę?– A coście myśleli? – wzruszył ramionami Smoluch.– My, diabły, tak mamy.– Kłamie.– Pokręcił głową egzorcysta.– Mówił przecież, że ma dzieci.Poza tym, jak by panny po wsiach uwodził, a i czarownice na sabacie musi jakoś zaspokajać.Jak mógł sobie dwie stopy wzrostu ot tak dodać, to pewnie i genitalia do środka umie wciągnąć.– To co, przypalać czy nie? – Chińczyk stropił się wyraźnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •