[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I z³ym wspomnieniem.Dijkstra zgrzytn¹³zêbami.Wiedzia³, ¿e winnemu jego cierpienia wiedŸminowi równie¿ po³amanokoœci.¯ywi³ g³êbok¹ nadziejê, ¿e wiedŸmina te¿ w nich rwie i ¿yczy³ mu wduchu, by rwa³o jak najd³u¿ej i jak najdotkliwiej.    Na zewn¹trz zapad³ ju¿ zmrok, korytarze Ensenady by³y ciemne.Drogê, któr¹Dijkstra szed³ za milcz¹cym majordomem, oœwietla³ jednak rzadki szpaler lokajówze œwiecznikami.A przed drzwiami komnaty, do której wiód³ go majordomus, staligwardziœci z halabardami, wyprê¿eni i sztywni tak, jakby zapasowe halabardymieli wetkane w ty³ki.Lokaje ze œwiecami stali tu gêœciej, jasnoœæ a¿ oczyk³u³a.Dijkstra dziwi³ siê nieco pompie, z jak¹ go witano.    Wszed³ do komnaty i momentalnie przesta³ siê dziwiæ.Sk³oni³ siê g³êboko.    - Witaj nam, Dijkstra - powiedzia³ Esterad Thyssen, król Koviru, Poviss,Naroku, Velhadu i Talgaru.- Nie stój przy drzwiach, pozwól tu, bli¿ej.Etykieta na bok, to nieoficjalna audiencja.    - Najjaœniejsza Pani.    Ma³¿onka Esterada, królowa Zuleyka, lekko roztargnionym skinieniem g³owyodpowiedzia³a na pe³en czci uk³on Dijkstry, ani na moment nie przerywaj¹cszyde³kowania.    Oprócz królewskiej pary w ogromnej komnacie nie by³o ¿ywej duszy.    - W³aœnie tak - Esterad zauwa¿y³ spojrzenie.- Pogadamy w czworo,przepraszam, w szeœcioro oczu.Coœ mi siê bowiem zdaje, ¿e tak bêdzie lepiej.    Dijkstra zasiad³ na wskazanym karle, na wprost Esterada.Król mia³ naramionach karmazynowy, obszyty gronostajami p³aszcz, na g³owie zaœ pasuj¹ce dop³aszcza aksamitne chapeau.Jak wszyscy mê¿czyŸni z klanu Thyssenidów, by³wysoki, potê¿nie zbudowany i zbójecko przystojny.Wygl¹da³ zawsze krzepko izdrowo, niby marynarz, który dopiero co wróci³ z morza - wrêcz czu³o siê odniego morsk¹ wodê i zimny s³ony wiatr.Jak u wszystkich Thyssenidów, dok³adnywiek króla trudny by³ do okreœlenia.Patrz¹c na w³osy, cerê i d³onie - miejscanajdobitniej mówi¹ce o wieku - Esteradowi mo¿na by³o daæ czterdzieœci piêæ lat.Dijkstra wiedzia³, ¿e król mia³ piêædziesi¹t szeœæ.    - Zuleyka - król pochyli³ siê ku ¿onie.- Spójrz na niego.Gdybyœ niewiedzia³a, ¿e to szpieg, da³abyœ wiarê?    Królowa Zuleyka by³a niewysoka, raczej têgawa i sympatycznie nie³adna.Ubiera³a siê na sposób doœæ typowy dla kobiet o jej urodzie, polegaj¹cy natakim dobieraniu elementów przyodziewy, by nikomu nie pozwoliæ odgadn¹æ, ¿e niejest siê w³asn¹ babk¹.Efekt ten Zuleyka osi¹ga³a nosz¹c suknie luŸne, nijakiew kroju i utrzymane w szaroburej tonacji.Na g³owê zak³ada³a odziedziczony poantenatkach czepek.Nie stosowa³a ¿adnego makija¿u i nie nosi³a ¿adnejbi¿uterii.    - Dobra Ksiêga - przemówi³a cichym i milutkim g³osikiem - uczy nas, byœmyzachowywali powœci¹gliwoœæ w os¹dzaniu bliŸnich.Bo i nas kiedyœ os¹dz¹.I obynie na podstawie wygl¹du.    Esterad Thyssen obdarzy³ ¿onê ciep³ym spojrzeniem.Powszechnie wiadomymby³o, ¿e kocha³ j¹ bezgranicznie, mi³oœci¹, która przez dwadzieœcia dziewiêælat ma³¿eñstwa nie przygas³a ni na jotê, przeciwnie, p³onê³a coraz jaœniej igorêcej.Esterad, jak twierdzono, nigdy nie zdradzi³ Zuleyki.Dijkstra niebardzo wierzy³ w coœ tak nieprawdopodobnego, ale sam trzykrotnie próbowa³podstawiaæ - wrêcz podk³adaæ - królowi efektowne agentki, kandydatki nafaworyty, wspania³e Ÿród³a informacji.Nic z tego nie wysz³o.    - Nie lubiê owijaæ w bawe³nê - powiedzia³ król - dlatego z punktu zdradzêci, Dijkstra, czemu zdecydowa³em siê osobiœcie z tob¹ porozmawiaæ.Przyczynjest kilka.Po pierwsze, ja wiem, ¿e ty nie cofasz siê przed przekupstwem.Wzasadzie pewien jestem moich urzêdników, ale po co wystawiaæ ich na ciê¿kiepróby, wodziæ na pokuszenie? Jak¹ ³apówkê mia³eœ zamiar zaproponowaæ ministrowispraw zagranicznych?    - Tysi¹c novigradzkich koron - odpar³ bez zmru¿enia oka szpieg.- Gdyby siêtargowa³, dojecha³bym do tysi¹ca piêciuset.    - I za to ciê lubiê - powiedzia³ po chwili milczenia Esterad Thyssen.-Straszny z ciebie skurwysyn.Przypominasz mi moj¹ m³odoœæ.Patrzê na ciebie iwidzê siebie w tym wieku.    Dijkstra podziêkowa³ uk³onem.By³ od króla m³odszy tylko o osiem lat.By³przekonany, ¿e Esterad dok³adnie to wie.    - Straszny z ciebie skurwysyn - powtórzy³ król, powa¿niej¹c.- Ale porz¹dnyi przyzwoity skurwysyn.A to rzadkoœæ w tych parszywych czasach.    Dijkstra uk³oni³ siê ponownie.    - Widzisz - ci¹gn¹³ Esterad - w ka¿dym pañstwie spotkaæ mo¿na ludzi, którzys¹ œlepymi fanatykami idei spo³ecznego ³adu.Oddani tej idei, gotowi s¹ dlaniej na wszystko.Na zbrodniê równie¿, albowiem cel uœwiêca wed³ug nich œrodkii zmienia znaczenie pojêæ.Oni nie morduj¹, oni ratuj¹ porz¹dek.Oni nietorturuj¹, nie szanta¿uj¹: oni zabezpieczaj¹ racjê stanu i walcz¹ o ³ad.¯yciejednostki, jeœli jednostka narusza dogmat ustalonego porz¹dku, nie jest dlatakich ludzi warte grosza i wzruszenia ramion.Tego, ¿e spo³eczeñstwo, któremus³u¿¹, sk³ada siê z w³aœnie z jednostek, ludzie tacy nie przyjmuj¹ dowiadomoœci.Tacy ludzie dysponuj¹ tak zwanym szerokim spojrzeniem.aspojrzenie takie to najpewniejszy sposób, by nie dostrzegaæ innych ludzi.    - Nicodemus de Boot - nie wytrzyma³ Dijkstra.    - Blisko, ale niecelnie - król Koviru wyszczerzy³ alabastrowo bia³e zêby.-To by³ Vysogota z Corvo [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •