[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uda³o mu siê schwyciæ je lew¹ rêk¹ za trzonek, odchyliæ w bok zêby i siêgn¹ætrzymaj¹ce wid³y palce.Jakaœ kosa rozora³a mu prawy bok.Zobaczy³ w³asn¹ krew,ale nie czu³ bólu.Powierzchowna rana, nic wiêcej.Œmiga³ szabl¹ w przód i wty³.Czo³o atakuj¹cych odsunê³o siê od œwiszcz¹cej œmierci.Ale na Boga, kolanamam jak z gumy, nie wytrzymam d³u¿ej ni¿ piêæ minut.Rozleg³ siê dŸwiêk tr¹bki, potem odg³osy strza³Ã³w.T³um na schodach zamar³ wbezruchu.Ktoœ krzykn¹³.Kopyta zadudni³y o pod³ogê na dole.Jakiœ g³os zawo³a³:- Hej, wy tam! Przestañcie natychmiast! Rzuæcie tê broñ i schodŸcie pojedynczo.Pierwszy, który spróbuje jakichœ sztuczek, dostanie kulê w ³eb.Mackenzie opar³ siê na szabli i usi³owa³ z³apaæ oddech.Ledwie zauwa¿y³, ¿eEsperów ubywa.Kiedy poczu³ siê nieco lepiej, podszed³ do jednego z okienek i wyjrza³ na dwór.Na placu dostrzeg³ kawalerzystów.Piechoty jeszcze nie by³o widaæ, ale us³ysza³odg³os ich kroków.Zjawi³ siê Speyer wraz z sier¿antem saperów i kilkoma szeregowcami.Majorpoœpieszy³ ku pu³kownikowi.- Jak siê czujesz, Jimbo? Jesteœ ranny!- Draœniêcie - odrzek³ Mackenzie.Odzyskiwa³ ju¿ si³y, choæ nie towarzyszy³atemu radoœæ ze zwyciêstwa, ale raczej œwiadomoœæ samotnoœci.Rana zaczê³a piec.- Nie ma sobie czym g³owy zawracaæ.Popatrz zreszt¹.- Tak, od tego siê nie umiera.No dobrze, ch³opcy, otwórzcie te drzwi.Saperzyujêli narzêdzia i zaatakowali zamek z animuszem czêœciowo zapewne wywo³anymprzera¿eniem.- Jak to siê sta³o, ¿e zjawiliœcie siê tak szybko? - spyta³ Mackenzie.- Domyœla³em siê, ¿e bêd¹ k³opoty - powiedzia³ Speyer - wiêc jak us³ysza³emstrzelaninê, wyskoczy³em przez okno i pogna³em do koni.By³o to na moment przedatakiem tych osi³ków; odje¿d¿aj¹c widzia³em, jak siê gromadz¹.Nasza kawalerianadjecha³a prawie natychmiast, a piechota nie pozosta³a daleko w tyle.-Napotkano jakiœ opór?- ¯adnego, po tym jak wystrzeliliœmy parê razy w powietrze.- Speyer rozejrza³siê.- Teraz ju¿ panujemy nad sytuacj¹.Mackenzie popatrzy³ na drzwi.- Hm - odezwa³ siê - teraz ju¿ nie ¿a³ujê, ¿e wyci¹gnêliœmy broñ tam wgabinecie.Wygl¹da na to, ¿e adepci faktycznie polegaj¹ na zwyk³ej, dawnejbroni, co? A podobno w osadach Esperów nie ma broni; tak twierdz¹ ichstatuty.Œwietnie to odgad³eœ, Phil.Jak ci siê uda³o?- Zastanowi³o mnie trochê, czemu¿ to wódz musi wysy³aæ goñca po ludzi, którzypodobno s¹ telepatami.No, ju¿ otwarte!Zamek ust¹pi³ ze szczêkiem.Sier¿ant otworzy³ drzwi.Mackenzie i Speyer weszlido wielkiego pomieszczenia bezpoœrednio pod kopu³¹.Chodzili po nim przez d³u¿szy czas, bez s³owa, poœród przedmiotów wykonanych zmetalu i trudniejszych do zidentyfikowania substancji.Nic tu nie by³o znajome.Mackenzie zatrzyma³ siê w koñcu przed helis¹ wystaj¹c¹ z przezroczystegoszeœcianu.Wewn¹trz niego tworzy³a siê bezkszta³tna ciemnoœæ, przetykana jakbydrobniutkimi gwiazdkami.- Chodzi³o mi po g³owie, ¿e mo¿e Esperzy znaleŸli skrytkê z czymœ starym,sprzed wojny - rzek³ st³umionym g³osem.- Jak¹œ cudown¹ broñ, której niezdo³ano u¿yæ.Ale to mi na to nie wygl¹da.jak myœlisz?- Nie - odpar³ Speyer.- To mi w ogóle nie wygl¹da na przedmioty wykonaneludzk¹ rêk¹.- Ale czy nie rozumiesz? Zajêli osadê! To stanowi dowód dla œwiata, ¿e Esperzynie s¹ niezwyciê¿eni.A na dodatek w ich rêce dosta³ siê arsena³.- Nie miej obaw w zwi¹zku z tym.¯adna nie wyszkolona osoba nie zdo³a uruchomiætych przyrz¹dów.Obwody s¹ zablokowane do chwili pojawienia siê w okolicy osobyemanuj¹cej okreœlone promieniowanie mózgowe, które uzyskuje siê w wynikuuwarunkowania.To samo uwarunkowanie sprawia, ¿e tak zwani adepci nie mog¹ujawniæ nawet czêœci swej wiedzy tym, którzy nie dost¹pili wtajemniczenia,niezale¿nie od wywieranej na nich presji.- Tak, wiem.Ale nie to mia³em na myœli.Przera¿a mnie fakt, ¿e owo odkryciestanie siê powszechnie znane.Wszyscy siê dowiedz¹, ¿e adepci Esperów jednaknie zg³êbiaj¹ niepojêtych tajników psychiki, tylko maj¹ dostêp dozaawansowanych nauk œcis³ych.Nie tylko doda to ducha buntownikom, ale cogorsza spowoduje, ¿e wielu, a mo¿e wiêkszoœæ, cz³onków rozczaruje siê doBractwa.- Nie od razu.W obecnych warunkach wieœci wêdruj¹ powoli.A poza tym, Mwyr,nie doceniasz zdolnoœci umys³u ludzkiego do pomijania danych, które stoj¹ wsprzecznoœci z tym, co cz³owiek raz przyj¹³ za swoje.- Ale.- No to za³Ã³¿my najgorsze.Przypuœæmy, ¿e wiara ginie i Bractwo siê rozpada.By³by to powa¿ny cios dla planu, ale nie œmiertelny.Psychotronika to po prostumaleñki element ziemskiej kultury, który, jak wykryliœmy, jest na tyle potê¿ny,by pos³u¿yæ za motywacjê nowej orientacji ku ¿yciu.S¹ te¿ inne - na przyk³adpowszechna wiara w czary wœród klas mniej wykszta³conych.Mo¿emy znowu zacz¹æna innej podstawie, jeœli bêdzie trzeba.Konkretna postaæ tej wiary nie jestwa¿na.Bêdzie ona jedynie szkieletem dla w³aœciwej struktury: dla tworz¹cejwspólnotê, niematerialistycznej grupy spo³ecznej, ku której bêdzie siê zwracaæcoraz wiêcej ludzi tylko z braku czegoœ innego, kiedy rozpadnie siê powstaj¹ceimperium.Ostatecznie nowa kultura bêdzie w stanie odrzuciæ i odrzuci tewszystkie przes¹dy, które daty jej impuls wstêpny.- Cofnêliœmy siê przynajmniej o sto lat.- To prawda.Bêdzie znacznie trudniej wprowadziæ zasadniczo obcy element teraz,gdy autochtoniczne spo³eczeñstwo wytworzy³o w³asne silne instytucje, ni¿ wprzesz³oœci.Chcia³bym jedynie zapewniæ ciê, ¿e nie jest to niewykonalne.Nieproponujê jednak, by a¿ tak bardzo wypuœciæ wszystko spod naszej kontroli.Esperów mo¿na uratowaæ.- Jak?- Trzeba interweniowaæ bezpoœrednio.- Czy zosta³o to wyliczone jako nie do unikniêcia?- Tak.Matryca daje odpowiedzi jednoznaczne [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •