[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba wydawało mu się, że moje niepokoje, pytaniaczy zapewnienia, choć same w sobie ciekawe i wartościowe, nie miały jednak żadnegozwiązku z obecną sytuacją.Wraz z Fredem, który towarzyszył mu sam nie wiem czemu,odprowadził mnie do początku schodów, gdzie jeszcze przez dłuższą chwilę tłumaczyłem mu,że nie potrzebuję, i nie zniosę, niczyjej pomocy.Dotarłem do podestu schodów cały i zdrów, choć z wielkim wysiłkiem, dzięki któremuzresztą zacząłem przytomnieć.Znałem dobrze te zaćmienia pamięci, ale jeszcze niedoświadczyłem ich o tak wczesnej porze i po tak małej porcji alkoholu.Cóż, dziś jestszczególny dzień.Podchodziłem właśnie do drzwi mieszkania, kiedy kobieta, którą widziałempoprzedniego wieczora w niemal tym samym miejscu, nagle minęła mnie - nie mam pojęcia,skąd mogła wyjść - i pośpieszyła ku schodom.Machinalnie zawołałem coś do niej, cośzupełnie nie w stylu kierownika zajazdu, coś jakby „Co pani tu robi?” Nie zwróciła na mnieuwagi, zaczęła schodzić po schodach, a kiedy po niezbyt wprawnym biegu stanąłem napodeście, już jej nie było.Zszedłem po schodach tak szybko, jak tylko mogłem, aby nie spaść z nich, to znaczydość wolno.David właśnie zbliżał się do kilku stopni prowadzących do sali restauracyjnej.Zawołałem go, głośniej niż zamierzałem, więc odwrócił się raptownie.- Tak, panie Allington? Czy coś się stało?- Słuchaj, David.- Cześć, tato - usłyszałem głos mojego syna Nicka.- Przyjechaliśmy trochę wcześniej.- Chwileczkę, Nick.David, czy widziałeś przed chwilą kobietę schodzącą po schodach?- Nie, chyba nie.- W długiej sukni, miała rudawe włosy.O Boże, to było na dziesięć czy piętnaście sekundprzed tym, jak do ciebie zawołałem.David zastanawiał się tak długo, że aż zapragnąłem ryknąć na niego.Mogłem terazrozejrzeć się i stwierdzić, czy zwracam na siebie uwagę, ale nie skorzystałem z okazji.Wreszcie David powiedział:- Nic nie zauważyłem, ale wyszedłem właśnie z baru i nie rozglądałem się specjalnie.Przepraszam.- W porządku, David, to drobiazg.Myślałem po prostu, że to kobieta, która pewnego razuwcisnęła mi czek bez pokrycia.Nic ważnego.Zawołaj mnie, jeżeli będziesz miał jakieśkłopoty w sali restauracyjnej.Cześć, Nick.- Pocałowaliśmy się; David ruszył do swoichzajęć.- Przepraszam cię za to, ale wydawało mi się.Gdzie jest Lucy? Dobrą mieliściepodróż?- Świetną.Lucy jest w oficynie, myje się.Co się stało, tato?- Nic.To znaczy, miałem raczej paskudny dzień, jak możesz sobie wyobrazić,wszystkie.- Nie, teraz, przed chwilą.Wyglądasz, jakbyś się czegoś przestraszył.- Och, nie.- Rzeczywiście, przestraszyłem się.W gruncie rzeczy nadal się bałem.Niewiedziałem, czy bardziej mam się bać myśli, która przyszła mi do głowy, czy też tego, że siętam zjawiła i nie przejawia ochoty, aby zniknąć.Spróbowałem zostawić ją w spokoju i nierozmyślać już nad nią.- Szczerze mówiąc, Nick, wypiłem w Baldock parę szklaneczek, co niepowinno cię dziwić, może trochę za szybko je wypiłem, w każdym razie o mało co niespadłem teraz ze schodów, goniąc tę cholerną kobietę.Mogło to się źle skończyć.To raczejirytujące.Rozumiesz mnie?Nick, wysoki i kanciasty, z ciemnymi włosami i oczyma swej matki, spojrzał na mnie bezwspółczucia.Wiedział, że nie mówię mu prawdy, ale nie chciał wytykać mi kłamstwa.- Może lepiej napij się jeszcze - powiedział szybko owym tolerancyjnym tonem, który poraz pierwszy usłyszałem w jego ustach, kiedy miał dziesięć lat.- Pójdziemy na górę? Lucysama do nas trafi.W kilka minut później Lucy zjawiła się w jadalni, gdzie czekaliśmy w trójkę - Nick,Joyce i ja.Podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek z miną wymownie świadczącą otym, że dzisiaj, choć jej niechęć i dezaprobata wobec mnie pozostaną nie zmienione, niebędzie znęcać się nade mną bez wyraźnej prowokacji.Zawsze zastanawiałem się, co Nickwidzi w tej krępej osóbce z zadartym nosem i krótkimi włosami nieokreślonego koloru,noszącej egzotyczne szale i torebki obszyte frędzelkami.Nigdy nie zwierzał mi się na tentemat.A jednak musiałem przyznać, że chyba dobrze im jest ze sobą.Amy weszła do pokoju i wpatrywała się we mnie, dopóki nie zauważyłem brudnegoswetra i dziurawych dżinsów, które zastąpiły jej poranny uroczysty strój.Potem, popatrującwciąż na mnie, podeszła do Lucy i zaczęła pokaz teatralnej serdeczności, choć wiedziała, iżwiem, że uważa ją za snobkę.Rozmawiałem nadal z Nickiem, mój mózg zaś zajmował sięswoją upartą myślą, przekładając fakty i przedzierając się przez pytania i wątpliwości, jakinteligentne zwierzę działające bez ludzkiego dozoru.Pracował pilnie przez cały czas obiadu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •