[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wierzba, postaraj siê trzymaæ tych g³upców z dala, póki Jednooki nie bêdziegotów.— Spojrza³am przed siebie bez szczególnego entuzjazmu.Jaskinia nietylko zakrêca³a w prawo, lecz jej pod³o¿e robi³o siê coraz bardziej strome.Wypolerowane w ci¹gu wieków wodn¹ erozj¹, by³o pokryte cienk¹ warstw¹ lodu.Ka¿dy krok móg³ okazaæ siê zdradziecki.— Kra!Gdzieœ tu musia³a byæ bia³a wrona.Bez przerwy w³aœciwie dawa³a znaæ o swymistnieniu, a za ka¿dym razem w jej krakaniu by³o wiêcej niecierpliwoœci.Ostro¿nie ruszy³am naprzód.Kiedy dotar³am do bardziej stro­mego miejsca,uklêk³am i odgarnê³am na bok szron, aby ³atwiej mi by³o iœæ na czworakach.Zwróci³am siê do Sahry i Radishy:— Jeœli ju¿ naprawdê musicie za mn¹ iœæ, b¹dŸcie jeszcze ostro¿niejsze ni¿ ja.Upar³y siê.By³y ostro¿ne.¯adna z nas nie poœlizgnê³a siê i nie zjecha³a zca³ej d³ugoœci stromizny.— To D³ugi Cieñ i Skierka — powiedzia³am.— A ten k³êbek ³achmanów to zpewnoœci¹ Wyjêæ.W istocie, ten k³êbek bez najmniejszych w¹tpliwoœci by³ kalekim MistrzemCzarów.Daleko na pó³nocy by³ kiedyœ jednym z popleczników Pani, a potem naszymwrogiem tu, na po³udniu.W niewolê dosta³ siê w tym samym czasie co jegosprzymierzeniec D³ugi Cieñ, a Pani musia³a mieæ w g³owie jakiœ pomys³ nawykorzy­stanie go, w przeciwnym razie nie zostawi³aby go przecie¿ przy ¿yciu.Zpewnoœci¹ jednak, póki ja dowodzê, nie wyjdzie na wolnoœæ.Na swój sposób by³jeszcze bardziej szalony ni¿ D³ugi Cieñ.Wrona z³aja³a mnie, ¿e siê oci¹gam.Wyjêæ nie spa³.Dysponowa³ wol¹ tak potê¿n¹, ¿e potrafi³ poruszaæ ga³kamiocznymi, aczkolwiek na nic wiêcej staæ go nie by³o.Jedno spojrzenie naszaleñstwo w tych ciemnych oczach i wiedzia³am od razu, ¿e temu cz³owiekowi niewolno pozwoliæ powróciæ na œwiat.— Zachowajcie przy nim skrajn¹ ostro¿noœæ — przestrzeg­³am.— Albo was za³atwiz równ¹ ³atwoœci¹, jak Duszo³ap za³atwi³a £abêdzia.Wyjêæ nie œpi.Mo¿e ruszaæoczami.Jednooki powtórzy³ moje ostrze¿enie, nie bardzo zwracaj¹c uwagê na jego treœæ.— Nie zbli¿ajcie siê do niego.Wrona zaczê³a siê skar¿yæ w g³os.Po jaskini od razu rozbieg³ siê wyj¹tkowonieprzyjemny pog³os.— Ach.Radisha.Tu jest twój brat.I wygl¹da na to, ¿e w ca³kiem niez³ymstanie.Nie! Nie dotykaj! Przypuszczalnie w³aœnie przypadkowy dotykzanieczyœci³ zaklêcia sta¿y chroni¹ce tych, którzy teraz s¹ martwi.Musiszzachowaæ cierpliwoœæ, tak samo jak wszyscy pozostali.Wyda³a z siebie odg³os przypominaj¹cy g³êbokie warkniêcie.Pokryty lodem strop jaskini nad naszymi g³owami wyda³ z siebie szereg trzasków,które wplot³y siê w kolejne salwy ech.Ci¹gnê³am dalej:— To trudne.Wiem.Ale obecnie cierpliwoœæ jest najlepsz¹ drog¹, aby wydostaæich st¹d bez wiêkszego ryzyka.— Kiedy ju¿ by³am pewna, ¿e zdo³a siêpowstrzymaæ, ruszy³am dalej, cal za calem.Bia³a wrona kraka³azniecierpliwiona.Pomyœla³am na g³os: — Ufam, ¿e kiedyœ dane mi bêdzie skrêciækark temu stworzeniu.Radisha przypomnia³a mi:— Doprowadzisz do tego, ¿e bêdziesz mia³a z³¹ karmê.W na­stêpnym ¿yciu mo¿eszsiê wcieliæ we wronê albo w papugê.— Jednym z uroków bycia Yehdna jest to, ¿e nie musisz martwiæ siê nastêpnym¿yciem.A Bóg, Wszechpotê¿ny, Mi³osierny, w ogóle nie dba o wrony.Chyba ¿echce zes³aæ plagê na nieprawych.Ktoœ wie mo¿e, czy Mistrz Santaraksita wybierasiê na dó³? — Moje zdolnoœci organizacyjne jakby gdzieœ zniknê³y, zd³awionepragnie­niem znalezienia jak najszybciej wszystkich Uwiêzionych.Dopiero terazprzysz³o mi do g³owy, ¿e wiedza uczonego, zw³aszcza tutaj, mo¿e okazaæ siêu¿yteczna, jeœli uda mu siê skojarzyæ cokolwiek z otoczenia z jakimœ fragmentemznanej -mitologii.Nikt nie odpowiedzia³.— Jeœli bêdzie trzeba, poœlê po niego.Aha.Sahra, to twój ukochany.Niedotykaj! — Powiedzia³am to odrobinê zbyt g³oœ­no.Nad naszymi g³owamiza³omota³y echa.Kilka drobniejszych stalaktytów odpad³o od stropu.Uderzaj¹c wpod³o¿e, roztrzaska³y siê z niemal metalicznym odg³osem.Wrona przemówi³a bardzo wyraŸnie:— ChodŸcie tutaj!Ja natomiast, dostrzegaj¹c j¹ wreszcie, powiedzia³am:— Jeœli twoje maniery nie zmieni¹ siê natychmiast, mo¿esz w ogóle siê st¹d niewydostaæ.Ptak przechadza³ siê nerwowo w tê i z powrotem przed miejscem, gdzie siedzieliKonowa³ i Pani.Duszo³ap zostawi³a ich przytulonych do siebie, w taki sposóbu³o¿ywszy ich cia³a, ¿e Kapitan jednym ramieniem otacza³ kibiæ Pani, ona zaœdrug¹ jego rêkê tuli³a obiema d³oñmi na podo³ku.Kilka innych delikat­nychsugestii zawartych w ich postawach pozwala³o domniemy­waæ, ¿e w tej martwejnaturze Duszo³ap wspiê³a siê na szczyty swego z³oœliwego poczucia humoru.Jeœli Duszo³ap zastawi³a jakieœ pu³apki, z pewnoœci¹ bêd¹ w³aœnie tutaj.— Jednooki.Potrzebujê pomocy.— Natura wszelkich pu³a­pek, jakie mog³y tu byæ,znajdowa³a siê poza obszarem moich kompetencji.Oczy Pani by³y otwarte.Jej wzrok zupe³nie czysty.By³a wœciek³a.A bia³a wronachcia³a mi wszystko na ten temat opowiedzieæ.— Cierpliwoœci — doradzi³am, sama omal¿e nie trac¹c jej ze szczêtem.— £abêdŸ.Jednooki.ChodŸcie tutaj.— £abêdŸ pojawi³ siê pierwszy, mimo ¿e mia³ dalej.Zapyta³am: — Przypo­minasz sobie co takiego specjalnego z nimi robi³a? Mo¿ejakieœ drobne, chytre sztuczki?— Nie.Nie przejmowa³bym siê tym.Kiedy siê nimi zajmowa³a, ju¿ myœla³a o tym,co zrobi w nastêpnej kolejnoœci.Ona taka w³aœnie jest.Gdy coœ zaczyna, tojest to jej ca³y œwiat i robi wszystko bez namys³u.Ale im bli¿ej koñca, tymbardziej traci przekonanie.— Mi³o us³yszeæ, ¿e ma jakieœ ludzkie cechy.— W ogóle tak nie myœla³am.—Jednooki.Rozejrzyj siê, czy nie ma tu jakichœ magicznych min-pu³apek.I wkoñcu siê zdecyduj.Powiedz mi, czy jesteœ w stanie wydostaæ tych ludzi zpowrotem, do cholery! — Ból g³owy nie chcia³ jakoœ przejœæ.Ale, dziêki Bogu,nie sta³ siê te¿ bardziej dokuczliwy.Spad³ kolejny sopel.— Wiem.Wiem.S³ysza³em za pierwszym razem, jak pyta­³aœ.— A potem warkn¹³, ¿eju¿ wie, jak mi wyczarowaæ lepsze ¿ycie erotyczne.Spojrza³am w dal za Konowa³em i Pani¹.Jaskinia ci¹gnê³a siê jak okiem siêgn¹æ.Blade œwiat³o ledwie rozprasza³o jej mrok.W tym miejscu poœwiata traci³a ju¿resztê z³otego blasku.Muœniê­cie srebra, dotyk szaroœci, trochê lodowategob³êkitu.Przed nami ska³a osadowa chyba ustêpowa³a prawdziwym pok³adom lodu.— Wierzba, czy Duszo³ap w ogóle tam posz³a, gdy tu byliœcie? Pod¹¿y³spojrzeniem za moim wzrokiem.— Nie.Ale mog³a to zrobiæ podczas jednej ze swoich wczeœ­niejszych wizyt.Widaæ by³o, ¿e ktoœ niedawno, w skali czasu w³aœciwej tym jaskiniom, szed³ wtamt¹ stronê.W szronie pozosta³y wyraŸne œlady.Podejrzewa³am jednak, ¿egdybym zechcia³a pójœæ za nimi, bynajmniej nie spodoba³aby mi siê ta wycieczka.Ale nie inaczej post¹piê.Nie mam wyboru.Zawiod³am ju¿ raz, pozwalaj¹c naucieczkê Narayanowi i Córce Nocy.I pró¿no mi by³o szukaæ usprawiedliwieñ wfakcie — có¿ z tego, i¿ zapewne prawdzi­wym, ¿e Kina musia³a przecie¿ s³u¿yæ imswoj¹ pomoc¹.Powin­nam by³a siê lepiej przygotowaæ.— Jednooki.Porozmawiaj ze mn¹.Mo¿esz wskrzesiæ tych ludzi czy nie?— Zajmij siê swoimi sprawami, s³odziutka.Minie jeszcze trochê czasu, zanimzaczniemy g³odowaæ.— To ten lód musia³ mieæ £abêdŸ na myœli, gdy wspomina³ onim na równinie.— Zmarnowa³eœ ju¿ dosyæ czasu, wiêcej nie bêdziesz mia³ — poinformowa³amJednookiego.— Potrafisz to zrobiæ? Tak czy nie.Mów zaraz [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •